6/22/2019

Rozdział 7


Od ślubu minęły cztery dni. Tom milczał, więc uznałam, że najzwyczajniej potrzebował osoby towarzyszącej na uroczystość. Trochę mi przykro. Może jednak przeprowadzka pochłonęła większość jego czasu. Poza tym mówił, że wyjeżdża na trochę i poniekąd zazdrościłam mu tego wyjazdu. Marzyłam o odpoczynku oraz o tym, żeby znaleźć się jak najdalej od Brown. Obiecał, że pokaże mi wszystkie zdjęcia, które zrobi. Zataił swoje miejsce docelowe, wzmagając tym moją ciekawość. Zapewnił mnie, że parę z nich trafi pod mój pędzel. Czekałam na to z niecierpliwością. Uśmiechnęłam się, widząc skończony portret Matta, obejmującego Elizę w pasie. Naprawdę uroczo razem wyglądali. Dziewczyna poświęciła się prawie całą sobą ślubowi, co przewidzieliśmy, jednak Matt narzekał, że przestała zwracać na siebie uwagę. Przede wszystkim zarywała nocki, planując zajmowane przez gości miejsca. Mimo że pospieszyli się z nim, większość spraw organizacyjnych pozapinali już na ostatni guzik. Mężczyzna martwił się o nią, ponieważ cierpiało na tym zdrowie brunetki. Rozmawiałam już o tym z Leą. Wspólnie uzgodniliśmy, że powinnyśmy jej to uświadomić i bardziej zaangażować się w organizację. Nawet jeżeli sami wszystko wybierali, pojedziemy z Edwards po potrzebne rzeczy.
Odłożywszy ich portret, by wysechł, na sztaludze postawiłam nowe płótno. Obiecałam pani Brown, że namaluję ją wraz z mężem. Wczoraj mi wysłała jedno ze ślubnych zdjęć. Cieszyłam się, że wkrótce zakończenie roku, co oznaczało spędzenie więcej czasu w pracowni. Uśmiechnęłam się, widząc jak ojciec Lily przytula do siebie żonę. Wykonawszy początkowy zarys, usiadłam na fotelu, znajdującym się pod oknem. Może faktycznie powinnam dać blondynce szansę. Tom ją ode mnie dostał. Tylko że on żałował, tego, co się stało. A ona? Nadal brnęła w tę swoją grę, przekupywania wszystkich na swoją stronę. Czasami przychodziło mi na myśl wykrzyczenie jej wszystkiego w twarz. Powstrzymywał mnie jednak fakt, że James się z nią zakolegował. Zastanawiałam się, jak wyglądała ich relacja. Brown oczekiwała czegoś więcej. Tylko czego? Czy naprawdę Scott się jej podobał? Mężczyzna widział w niej prawdopodobnie tylko koleżankę. W takim razie, dlaczego troszczył się o nią bardziej niż o przyjaciółkę? Rozumiałam, może i potrafiłam znieść dużo, ale potrzebowałam tyle samo troski. Odkąd pamiętałam, pakowałam się w jakieś kłopoty. Czy przyjaźń z tą dziewczyną okaże tylko kolejnym błędem życia do kolekcji? Westchnąwszy, przymknęłam oczy.
 – Nel! – po domu rozszedł się krzyk mojej rodzicielki. – Przyniesiesz mi zielony segregator z gabinetu? – zapytała z wyczuwalną nadzieją w głosie.
Była wyczerpana. Wiedziałam to. Czasami odnosiłam wrażenie, że zdecydowanie za dużo na siebie brała. Dobrze, że tata o nią dbał i pilnował, by dbała o siebie i zdrowie. Wielokrotnie słyszałam, jak się o to kłócili. Po długiej argumentacji przyznawała mu rację. Dobrze wiedziała, że przesadzała.
 – Już idę! – odkrzyknęłam, ruszając do ich wspólnego gabinetu.

Po raz tysięczny przypatrywałam się zdjęciom zawieszonym na korytarzu. Jako rodzina zawsze się zgrywaliśmy pomimo konfliktów. Kłótnie kończyły się zazwyczaj kompromisem. Kochałam ją za to. Nawet jeśli bardzo źle się działo, polegaliśmy na sobie. Uśmiechnęłam się, widząc zdjęcie ślubne rodziców. Mój chrzestny podobno nieźle się na nim spił. Z tego, co słyszałam, próbował podrywać jakąś sześćdziesięcioletnią ciotkę. Wiedziałam na pewno, że od tamtego dnia unikał jej, jak ognia, ponieważ w ramach zemsty (poniekąd ją ośmieszył), wypominała mu to przy każdym spotkaniu. Szczerze mu współczułam.
Wszedłszy do gabinetu, rozejrzałam się po półkach, jednakże nie znalazłam szukanego segregatora. Mnóstwo niebieskich i białych, ale żadnego zielonego. Zajrzałam niepewnie, do szafki w biurku mamy. Grzebiąc w jej dokumentach, zachowałam się nietaktownie, ale niejednokrotnie prosiła mnie, bym coś z niego przyniosła. Jest! To ten. Swoją drogą, ciekawe, nad czym teraz pracowali. Zawsze pozwalali mi patrzeć na dokumenty, pod warunkiem, że to, co przeczytałam, zachowałam dla siebie. Oczywiście szef rodziców o wszystkim wiedział, sam wyraził na to zgodę, co mnie zdziwiło. Eliza stwierdziła, że zrobił to, ponieważ się mu podobam. Richard Miles to bardzo przystojny mężczyzna z niestety charakterem typowego kobieciarza. Trzydziesto pięcio latek skarżył się na brak kobiety, na co w pełni swoim zachowaniem zasłużył. Przyznałam, że zawód rodziców z gruntu wzbudzał ciekawość, mimo to wolałam studia artystyczne. Zajrzałam na pierwszą z kartek. Sąd... przyznaje prawa rodzicielskie państwu Adkins nad Nel Seyfierd. Co?! To jakaś chora pomyłka. Mało śmieszny żart! Przecież nawet obcy ludzie twierdzili, że przypomniałam mamę! Okłamali mnie?! Wyciąganie pochopnych wniosków jest błędne. Uspokój się... Na co się łudzę! Wyciągnąwszy kartkę, ruszyłam do salonu. Dlaczego to przede mną zataili? Przez osiemnaście lat myślałam, że jestem ich rodzoną córką! Bali się? Słabe wytłumaczenie na to, że to ukrywali! Weszłam zdenerwowana do salonu, przykuwając uwagę zdziwionej kłamczuszki.
 – Jak długo?! – zapytałam, niemal krzycząc. – Jak długo zamierzaliście to ukrywać? – Rzuciłam w nią dokumentem.

Podniosła go, zakrywając dłonią usta. Zgadywałam, co teraz myślała. Domyślałam się, że zaplanowała to inaczej. Zagryzłam wargę, próbując powstrzymać łzy. Przeniosła wzrok na mnie, podchodząc, ale się cofnęłam.
 – Nel proszę, daj wytłumaczyć. To...
Nim zdążyłam usłyszeć resztę, wybiegłam z domu, wpadając na tatę. Zdziwiony, spróbował mnie zatrzymać, ale się wyrwałam. Zaniechując bezpieczeństwa, przebiegłam przez ulicę. W ostatniej sekundzie usunęłam się z drogi rozpędzonemu samochodowi. Świetnie! Wykazałaś się odpowiedzialnością! Przez swoją głupotę prawie straciłam życie. Biegłam tak szybko, jak tylko potrafiłam. Z braku sił i uczucia bólu w kostce, upadłam pod drzewem na kolana, dając upust łzom. Oparłszy się o pień drzewa, podkuliłam nogi. Rozumiałam... Rozumiałam, że bali się mnie stracić. Rozumiałam! Nie szukałabym swoich biologicznych rodziców! To moi teraźniejsi opiekunowie zapewnili mi miłość i kochający dom. Christopher i Anne Adkins to moja rodzina. Kochałam ich. Bolało, że ukrywali przede mną prawdę. Pociągnęłam nosem, czując kolejne łzy napływające do oczu. Zawiedli mnie. Uczyli nas, że na miano rodziców zasługiwali ci, którzy kochali i wychowywali, zapewniając stabilny dom. Teraz już wiedziałam, co zamierzali tym uzyskać. Zabezpieczyli się na przyszłość. Jęknęłam, ponownie czując ucisk i ból w klatce. Szlag. Znowu to samo.
 – Nel. – Wzdrygnęłam się, słysząc imię wypowiedziane przez Jamesa. – Nel – powtórzył, kucając przede mną. – Oni cię kochają. Zawsze będziesz ich córką. – Dotknął mojego łokcia. – Neli, popatrz na mnie. – Siedziałam w bezruchu.
Jeśli przyszedł mnie przekonywać, że powinnam tam teraz wrócić, niech idzie tam, skąd przyszedł. Potrzebowałam samotności, by wypłakać się, wyżalić i wszystko przemyśleć. Roztrzęsiona, powiedziałabym coś, czego gorzko pożałuję. Wiedziałam, że dojdziemy do porozumienia, ponieważ wszczynanie kłótni niewiele pomagało. Poczułam, jak siada naprzeciw, stykając się swoimi nogami z moimi.
 – Neli, popatrz na mnie – powtórzył cierpliwie, z czułością. Niechętnie wykonałam jego prośbę. – Kochają cię. – Położył dłoń na moim policzku, ocierając kciukiem łzy.

Milczałam. Patrzyłam mu w oczy, próbując wykrztusić z siebie choćby jedno słowo. Potrzebowałam go. Spuściłam wzrok na swoje dłonie.
Nim zorientowałam się, co się działo, siedziałam na kolanach mężczyzny, otulona ramionami. Wtuliłam się w niego, płacząc.
 – Też ich kocham – załkałam. – Boli mnie, że okazali się taką...
 – Shhh... – przerwał mi, głaszcząc mnie po włosach. – Wiem. – Pocałował mnie w skroń. – Oni też wiedzą. – Zaczął mnie kołysać. – Błagam. Uważaj następnym razem, w jaki sposób przebiegasz przez ulicę. Codziennie widzę ludzi, którzy zginęli w ten sposób – głos mu zadrżał. – Postąpiłaś nieodpowiedzialnie!
Zacisnęłam mocniej ręce, słuchając bicia jego serca. Życie coraz bardziej się komplikowało, a James wspierał mnie jak anioł stróż. Zawsze pojawiał się, gdy tego potrzebowałam. Nawet wtedy, gdy samochód potrącił naszego psa. Uśmiechnęłam się, uspokajając się.
 – Dziękuję, James, że jesteś. – Pociągnęłam nosem, zostając w tej samej pozycji.
 – Zawsze będę – szepnął. – Pokażę ci coś – zaczął niepewnie, odsuwając się ode mnie.
Spojrzałam na niego pytająco.
 – Zaufaj mi, nieważne dokąd cię zaprowadzę.
 – Zgadzam się.
Zagryzłam wargę, czując nadal jego rękę na biodrze. Przez całą drogę obejmował mnie, jakby bał się, że zrezygnuję. Lubiłam czuć jego bliskość, ponieważ działała uspokajająco i pozwalała opanować moje emocje. Zachichotałam, widząc jego skupianą na drodze minę. Spiął mięśnie, jakby wahał się nad decyzją.
 – Jesteśmy. – Stanęliśmy przed dość dużym budynkiem, otoczonym poniszczonym płotem i bramą.
Spojrzałam na chłopaka, marszcząc brwi. Pociągnął mnie w stronę uliczki. Zaczynałam się coraz bardziej bać tego, co tam czekało. Na pewno zadbał o bezpieczeństwo, ale ten budynek wyglądał dość przerażająco. Został obdarty z tynku, pozostawiając dziury z nagimi cegłami. Poniszczone okna z widocznymi pęknięciami, nadawały się do wymiany. Cofnęłam się, widząc tylko połowę schodów. Brunet spojrzał na mnie pytająco, ale nie zareagowałam. Bałam się z tam wchodzić. Mężczyzna z powrotem objął mnie w pasie, dodając odwagi. Spojrzałam na niego niepewnie, na co się wyraźnie zirytował.
W końcu weszliśmy przez – o dziwo, nowe drzwi. Znajdowaliśmy się w średniej wielkości, nieco obskurnym hallu. Ze ścian odchodziła farba, a po obu stronach wisiały schludne wieszaki. W pomieszczeniu znajdowały się dwie pary drzwi oraz korytarz. Na jednych z nich została przymocowana plakietka ze zdartym napisem. Przybliżyłam się do przyjaciela. Scott to policjant, przecież znał się na prawie. Ku mojemu niezadowoleniu, puścił biodro. Zamiast tego, złapał za rękę, skręcając w prawo. Weszliśmy do wnętrza przypominającego jadalnio-salon. Zaskoczona spojrzałam na Scotta.
 – Witaj w domu dziecka. – Uśmiechnął się smutno. – Zostali wyrzuceni z poprzedniego budynku, a w zamian dostali to coś.
 – Jejms! – z korytarza dobiegł nas piskliwy krzyk małej dziewczynki.
Mała rzuciła się mu na szyję, wtulając się w niego.
 – Plyszedłeś jus po mnie? – zapytała z iskierkami w oczach.
 – Nadal nad tym pracuję. – Puścił jej oczko, postawiając na ziemi.
Przyjrzałam się uważniej dziewczynce, która wyglądała na około pięć lat. Miała jasne blond włosy, sięgające do łopatek oraz duże niebieskie oczy. Zadarła lekko nosek, patrząc na mnie. Poprawiwszy swoją sukienkę, wciągnęła swoja malutką dłoń.
 – Jestem Emily. – Uścisnęłam ją lekko, kucając przed nią. – Jesteś dziewcyną Jejmsa? – wypaliła nagle. – Bo wies...
 – Nie – zgromił ją wzrokiem.
 – Jak tam chcesz, tylko...
 – Emily – upomniał ją zirytowany.
 – No dobrze, tleba było mówić, ze to jest sekret. – Przytuliła się do mnie.
 – Wies, ze to moze mój nowy tatuś? – Wskazała na bruneta.
Spojrzałam na niego, spod uniesionych brwi. Pierwszy raz usłyszałam o takim pomyśle. Najwyraźniej czekał na wyrok sądu, ponieważ adopcja to trudny proces. Zwłaszcza jeżeli chodziło o samotnych rodziców. Odczułam ogromną wdzięczność wobec rodziców, za to, że mnie przygarnęli. To miejsce przypominało opuszczony dom. Dzieci potrzebowały kochającego domu i rodziny.
 – Nie słuchałaś! – Dziewczynka tupnęła nogą.
 – Przepraszam, zamyśliłam się. – Zacisnęłam zęby, próbując stłumić śmiech.
 – To pobawisz się ze mną? Duzio o tobie słyszałam. – Uśmiechnęła się szeroko.
 – Emily! – zgromił ją James.
 – Oczywiście.
Po chwili siedzieliśmy w niewielkim żółtym pokoju. Mała bez chwili zastanowienia podbiegła do jednego z czterech łóżek i wyciągnęła spod poduszki pomiętą szmacianą lalkę. Pogładziła jej rude włosy, wydymając usta. Rozczuliłam się, widząc, jak podaje mi rękę lalki, bym się z nią przywitała. Uścisnęłam ją, udając przejętą.
 – Nel, poznaj Lulu. Lulu to jest plysła dziewcyna...
 – Emily. – Brunet zamknął oczy.
 – Jejms! Sam przeciez mówiłeś, ze...
 – Emi, pokażesz Nel, jakie masz dla niej sukienki?
 – Zapomniałabym. – Stuknęła się rączką w czoło.
Ponownie „zanurkowała” pod poduszkę. Zerknęłam na Scotta, który wpatrywał się w nią jak w obrazek. Zastanawiałam się, co go skłoniło do podjęcia decyzji o adopcji. Wątpiłam, by wpadł na to, jak za pstryknięciem palców. Przeanalizowałam jeszcze raz moment pojawiania się przyjaciela. Tata pewnie go poprosił, by za mną poszedł, chociaż oboje powinni być w pracy. Cieszyłam się z jego obecności, ale to trochę podejrzane. Wzdrygnęłam się, czując męską dłoń na ramieniu. Zerknęłam na Jamesa, który pomagał Em. Chwila... Odwróciłam się speszona za siebie. Uniosłam niepewnie wzrok na twarz nowoprzybyłego mężczyzny. Patrzył na mnie ze ściągniętymi brwiami.
 – Cześć Joel. – Twarz bruneta pojaśniała. – To jest Nel.
 – Adkins, miło mi. – Wyciągnęłam w stronę blondyna rękę.
 – Story, również. – Uścisnąwszy ją krótko, usiadł na jednym z łóżek.
 – J jest synem kobiety, która jest dyrektorem tej placówki. No, Em, pokaż Nel sukienki, a ja poszukam twój zeszyt. – Schylił się do jej różowego plecaka.
Mała z zafascynowaniem przedstawiała mi kreacje, w które ubierała lalkę. Zerknęłam na zielonookiego, biorąc do ręki jedną z sukienek. Bezkarnie wpatrywał się w tyłek Jamesa opinany przez jeansy, zagryzając wargę. Skrzywiłam się na myśl o jego wyobrażeniach. Oczywiście, tyłek miał niezły i to bardzo, ale uczęszczał regularnie na siłownię, więc go wypracował. Mnie też się on podobał, ale wzrok, jakim na niego patrzył, był obleśny. Niech to! Przyłapał mnie. Zmierzył mnie chłodnym wzrokiem. Wzdrygnęłam się pod nim, wracając do oglądania sukienek. Wzbudził we mnie ciekawość czy brunet wiedział, że chłopak wręcz pożerał go wzrokiem. Wolałam zapomnieć, co siedziało w jego głowie. Uśmiechnęłam się do Emily, kiedy podała mi ostatnią sukienkę.
 – Ta jest moją ulubioną. Lulu ubiela ją na specjalne okazje.
 – Mam. – Brunet wyciągnął fioletowy zeszyt. – Leżał na samym dnie, Em. – Spojrzał na nią pobłażliwie.
 – Pokaze ci mój najlepszy lysunek! – zapiszczała zadowolona. – Jestem na nim ja, Joel i Jejms! – Wyprostowała się dumnie.
Spojrzałam na blondyna, który uśmiechał się cwanie, patrząc na poczynania małej.
 – Też tak uważam – wtrącił spokojnie, na co James parsknął śmiechem.
 – Podoba ci się wszystko, na czym jesteś.
 – A to moja wina, że bije ode mnie...
 – Zlazłam! – Zafascynowana podsunęła mi zeszyt pod nos.
Zapatrzyłam się, widząc rysunek, na którym James trzymał małą za rękę. Przeniosłam wzrok na trzecią postać. Stała z boku z delikatnym uśmiechem na twarzy.
 – Lubisz lysować? – zagadnęła.
 – Uwielbiam. Rodzice zrobili mi na poddaszu pracownię. – Zaśmiałam się, przekładając kartki.
 – Naplawdę?! – Wytrzeszczyła oczy. – A dasz mi coś namalować? Jejms mówił, że uwielbia patleć...
 – Em! – warknął niespokojnie James.
 – Oczywiście – poczochrałam jej włosy, na co jęknęła niezadowolona.
Przez resztę spotkania James pilnował, żeby Emi trzymała język za zębami, powstrzymując ją przed powiedzeniem czegoś mało komfortowego. To zabawne patrzeć, jak próbował ją uciszyć swoją przyszłą córeczkę. Razem wyglądali naprawdę uroczo. Przykro mi, że mała znajdowała się z innymi dzieciakami w takim miejscu. Dostaliśmy mnóstwo laurek i obrazków od dzieci, które się do nas zbiegły. Blondyneczka stała zazdrosna, kiedy niektóre z nich siadały nam na kolanach. Ba! Jedno nawet zepchnęła! Przygryzłam wargę, czując napływające do oczu łzy. Dlaczego nikt się nimi nie interesował? Co prawda niektóre to rozrabiaki, próbujące zwrócić na siebie uwagę. One potrzebowały tylko odrobiny uwagi i miłości. Zdecydowana większość z nich spędzi całe swoje życie w domu dziecka, dopóki do osiągnięcia pełnoletności.
Wzdrygnęłam się ponownie na myśl o Joelu. Przy każdej sposobności, patrzył się bezkarnie na tyłek Scotta, oblizując usta oraz dotykał go, kiedy tylko przytrafiła się sposobność. Westchnęłam, zatrzymując się przed domem. Czując, jak James obejmuje mnie w pasie, wtuliłam się w niego. Pocałował mnie w czoło.
 – Będziesz przy mnie, gdy będę z nimi rozmawiała? – zapytałam, połykając łzy.
 – Zostanę w pokoju. – Potarł moje ramię. – Będzie dobrze, zobaczysz. Jestem tego pewien. – Przepuścił mnie, bym weszła pierwsza do domu.
Weszłam niepewnie, rozglądając się. Spojrzałam na mamę, tulącą się do taty. Wiedziałam, że płakała. Mężczyzna odwrócił w moim kierunku wzrok. Patrzyłam w jego zaszklone oczy, widząc w nich skruchę. Szepnął coś do rodzicielki, ponieważ ta od razu odwróciła się w moją stronę.
 – Nel! – Podbiegła do mnie, zamykając w szczelnym uścisku. – Tak bardzo się bałam. – Pocałowała mnie w czoło, płacząc.
 – Skarbie, nie rób tak więcej. – Tata objął nas. – Nigdy. To było nierozsądne! Ten samochód prawie cię potracił!
Siedzieliśmy na sofie czekając, aż James przyniesie nam herbatę. Wiedziałam, że powinnam zostać z nimi sama, ale obecność bruneta dodawała mi odwagi.
 – Dziękuję, kochanie – zwróciła się do niego, mama.
 – Proszę bardzo. – Uśmiechnąwszy się, skierował się w stronę schodów.
 – Długo staraliśmy się dziecko – zaczęła mama – jednak wszystkie nasze starania szły na marne. Usłyszałam od lekarzy, że nie będę mogła mieć dzieci. W jednej chwili cały świat zawalił mi się na głowę. Próbowałam nawet rozstać się z tatą, ale szybko wybił mi ten pomysł z głowy. Pewnego dnia zaproponował, żebyśmy zaadoptowali dziecko. Z początku podeszłam do tego sceptycznie. Bałam się, że nigdy nie zostanę pokochana jak matka. Jednak po długich namowach, zgodziłam się. – Spojrzała na swojego męża.
 – Kiedy weszliśmy do domu dziecka, usłyszeliśmy płacz. Uspokajały cię trzy opiekunki. – Zaśmiał się przez łzy. – Ani myślałaś o posłuchaniu ich. Weszliśmy niepewnie do pokoju, widząc jak te trzy kobiety stoją nad twoim łóżeczkiem i zastanawiają się co zrobić. Kiedy do ciebie podeszliśmy, zaczęłaś się uspokajać. W pomieszczeniu rozbrzmiał twój śmiech. Niecierpliwiłaś się, wyciągając w naszą stronę swoje rączki. Już wtedy wiedzieliśmy, że będziesz nasza. – Uśmiechnął się na to wspomnienie.
 – Dlaczego to przede mną ukrywaliście?
 – Wiele razy próbowaliśmy zacząć ten temat, naprawdę – zapewniła mama.
 – Bardzo wam dziękuję, że pokochaliście mnie jak własne dziecko. Zapewniliście mi cudowny dom, spośród tylu osieroconych. Wiem, że wiele dzieci powinno znaleźć się na moim miejscu. Bardzo was kocham. Boli mnie, że tak mało mi ufaliście. Rozumiem wasz strach o to, że poszukam ludzi, którzy... mnie zrobili. – Tata parsknął śmiechem. – Może nawet przeszłoby mi to przez głowę, ale mam ich gdzieś. Wiem, że nie zasługują na moją uwagę. Mamo, tato, to wy jesteście moim rodzicami. To wy pomagaliście stawiać mi pierwsze kroki i uczyliście mówić. Kochaliście mnie jakbym...
 – Jesteś naszym dzieckiem – wtrącił tata.
 – Jestem. Kocham was. – Wtuliłam się w mamę.
 – Wybaczysz nam? – zapytała z nadzieją w głosie.
 – Tak naprawdę... nie mam czego. Teraz to widzę.
 – Mądra dziewczyna. – Pocałował mnie w głowę tato. – Leć do Jamesa, czeka.
 – To poczeka.

Rozdział 6


Wysiadłam z samochodu Toma, omiatając wzrokiem cały parking znajdujący się przy kościele. Ślub wyglądał na huczną imprezę, sądząc po tak dużej ilości zaproszonych gości. Rozejrzałam się po zgromadzonych ludziach. Chyba tylko ja włożyłam sukienkę w niebieskim odcieniu, co mnie zaskoczyło. Kiedy uczestniczyłam w ślubie kuzynki, dużo pań wystroiło się w ten kolor. Dzisiaj natomiast przeważały kolory różu i beżu, więc cieszyłam się z dokonanego wyboru. Chociaż czułam się trochę głupio, ponieważ jako jedna z nielicznych, nosiłam na sobie ciemny kolor. Zerknęłam na dwie dziewczyny mierzące się srogim wzrokiem, przepełnionym zdenerwowaniem i złością (wręcz nienawiścią). Szybko zrozumiałam, że założyły te same kreacje. Byłam wdzięczna lekarzowi, ponieważ pozwolił mi tu dzisiaj przyjść. Stan kostki naprawdę się poprawił. Wróciłam do normalnego chodzenia, a to sukces. Niestety „podbijanie” parkietów odpadło. Zlecono mi, by ją odciążyć, więc żywsze tańce odpadały. Jeżeli przesadziłam ze spacerami, czułam w niej okropne pulsowanie i ból. Bandaż na ręce również trudno ukryć. Eliza zaproponowała, bym ubrała jej sweter, jednakże pogoda zmusiłaby mnie do jego zdjęcia. Wyglądałabym jak przybysz z Afryki. Tom powiedział, że wyglądam równie pięknie z nim, jak i bez niego. Zdawałam sobie sprawę, że podkolorował swoją wypowiedź, by umilić mi wieczór. Spojrzałam na uśmiechniętego chłopaka, który podał mi dłoń. Chwyciwszy go pod rękę, udaliśmy się w stronę kościoła. Zerknęłam jeszcze raz na jego uśmiechniętą twarz. Zastanawiałam się, o czym teraz myślał. Dawno nie widziałam go tak szczęśliwego. Co prawda urwałam z nim kontakt, ale obserwowałam go na korytarzu. Sprawiał pozory zadowolonego ze swojego życia, ale gdy zostawał sam, przygnębienie wracało. Jego smutne oczy wryły mi się głęboko w pamięć. Patrząc wtedy na niego, żałowałam, że przebaczenie przychodziło z takim trudem. Teraz to nieważne, ponieważ zaczęliśmy wszystko od nowa. Hudson przepuścił mnie, bym usiadła pierwsza w ławce. Rozejrzałam się po kościele, szukając Jamesa, ale nigdzie go nie dostrzegłam. Wyszło chyba nawet tak, że ubraliśmy dzisiaj podobnego koloru stroje. Wpadłam na to, jadąc tu. Odwzajemniłam uśmiech Toma, który mocniej ścisnął moją dłoń.
 – Widzisz, jak się na ciebie gapią? – zapytał szeptem, na co zachichotałam.
W świątyni rozbrzmiał donośny dźwięk, Pachelbel Canon. Wstawszy, odwróciłam się w stronę czerwonego dywanu znajdującego się na samym środku. Po drugiej stronie stał James, wpatrując się we mnie uparcie. Spojrzałam na jasnoniebieską sukienkę jego partnerki. No tak, za wszelką cenę starała się mi dopiec. Poniekąd zazdrościłam jej tego, że obejmowała i przytulała się do niego. Oczywiście nie żałowałam, że przyszłam tu z Tomem. Zazdrość o mojego przyjaciela, w którym jak ostatnia kretynka podkochiwałam się i bałam wyznać, co tak naprawdę do niego czułam, okazała się silniejsza. Przygryzłam wargę, czując, jak brunet skanował mnie wzrokiem. Zignorowałam to, odwracając wzrok na wchodzącą do środka młodą parę. Pani Hudson wyglądała nadzwyczaj pięknie. Ubrała się w długą do ziemi suknię z tiulem od pasa w dół, której gorset składał się z koronki. Koniec jej welonu trzymały dwie małe dziewczynki (zapewne z rodziny). Razem wyglądali zjawiskowo. Panna młoda odłożyła swój bukiet, ułożony z czerwonych róż, po czym uklękli na wcześniej przygotowanym miejscu. Często wyobrażałam sobie swoją ceremonię ślubną. Czy wypełniłoby mnie szczęście, wychodząc za mężczyznę, z którym planowałam spędzić resztę życia? Kto upije się na naszym weselu i zapomni, co się działo na weselnej zabawie? I najważniejsze... Kto będzie moim wybrankiem?
Wysiadłam z auta z pomocą Toma. Jak na miliardera przystało, pan Brown zorganizował wesele w sali zamkowej. To trochę zabawne. On był zupełnie innym człowiekiem niż własna córka. Często słyszałam, jak rozmawiał z rodzicami o tym, że zrobi wszystko, bym znów zaprzyjaźniła się z jego dzieckiem. Oczywiście to wykluczone. Ona trwała przy swoim, aż zniszczy mi doszczętnie życie. Zastanawiałam się, czy uzyska z tego coś więcej niż chorą satysfakcję, która w końcu się skończy. Ojciec blondynki płacił dyrektorowi za każdy jej wybryk, mając nadzieję, że pewnego dnia jego pociecha poprawi swoje postępowanie. Odkąd przestaliśmy się przyjaźnić, dziewczyna drastycznie się zmieniła. Niespodziewanie zaczęła mnie upokarzać i rzucać wyzwiskami. Przy naszych pierwszych nieporozumieniach, próbowałam z nią o tym porozmawiać oraz wszystko wyjaśnić. Nie pozwoliła mi nawet dojść do słowa, ponieważ Hudson skutecznie mnie odstraszał. Cieszyłam się, że zaprzyjaźniłam się z dziewczynami.
Chłopak, podawszy mi bukiet kwiatów, sam wziął duże pudło z prezentem. Zakupił im zegar do sypialni, który kiedyś oglądał z mamą, oficjalnie panią Brown. To miłe, że pamiętał, co podobało się jego rodzicielce. Zachichotałam pod nosem, widząc przekrzywioną muszkę chłopaka. Nigdy nie zwracał szczególnej uwagi na to, jak wyglądał i co na siebie wkładał. Mimo to zawsze prezentował się świetnie. Poprawiwszy ją, ruszyliśmy w stronę młodej pary. Głupio się czułam, ignorując spojrzenie Jamesa, ale przyszłam z Tomem i to jemu powinnam poświęcać najwięcej uwagi. Widząc szeroki uśmiech panny młodej skierowany w moją stronę, odwzajemniłam go. Odebrawszy kwiaty, uścisnęła mnie mocno. Cieszyłam się, widząc ją szczęśliwą. Trzymałam kciuki, by zachowała szczęście na zawsze.
 – Jestem bardzo wdzięczna, że przyszłaś. Wyglądasz zjawiskowo.
 – Pani piękniej. Cieszę się, że państwo się znaleźli – skierowałam swoje słowa do obojga, podając rękę panu Brown.
 – Ja również. – Uśmiechnął się szeroko. – Dziękuję za to, że przyszliście.
Złożywszy życzenia, udaliśmy się do środka. Stałam oniemiała, patrząc na ogromną zamkową salę. Na samym środku sufitu, został namalowany obraz przedstawiający niebo, na którego chmurach zasiadali aniołowie wraz ze swymi chórami. Przyobleczone w białe szaty z zaciekawieniem wpatrywały się w gości. Granice misternie zdobionego pułapu stanowiły złote półkola. Pod nimi znajdował się biały gzyms ze złotym pasem na środku, który dzielił go na dwie części. Białe ściany sali ozdobiono marmurowymi płaskorzeźbami – kolumnami, w kolorze miodu. W środku dało się również zauważyć figury przedstawiające między innymi kobiety. Sama podłoga została ułożona w szachownicę z kremowo białych i brązowych kafli. Tom poprowadził mnie do stolika, przy którym zarezerwowano nam miejsce. Chłopak wyjaśnił, że będziemy siedzieli z jego przyjaciółmi. Odkąd pamiętałam, zawsze się przyjaźnił z Ericiem i zachowywali się jak rodzeni bracia.
 – Nel! – zawołał blondyn. – Jednak zgodziłaś się z nim przyjść. – Zaśmiał się, podając mi rękę. – Naprawdę obstawiałem, że kopniesz go w tyłek.
 – Przymknij się, Carter. – Zgromił go wzrokiem, na co parsknęłam śmiechem. – Mam nadzieję, że jego docinki nie zepsują ci wieczoru – szepnął mi na ucho, na co zachichotałam.
 – Cieszę się, że dzielimy z nimi stolik. – Poklepałam go delikatnie po ramieniu.
 – Jeżeli chcecie pobyć sami, ulotnimy się na chwilę z Susan. – Zerknął na dziewczynę.
Wiedziałam, że w końcu zostaną parą. Eric zawsze się jej podobał. Za każdym razem, gdy wspominał o innej, siedziała naburmuszona i docinała mu. Po części ją rozumiałam. W pewnym momencie jednak przesadziła. Kiedy chłopak zauroczył się na poważnie (o ile tak to można nazwać), wystraszyła ową dziewczynę, mówiąc, że posiadał chorobę weneryczną oraz założył się z chłopakami, że zarazi połowę dziewczyn ze szkoły. Oczywiście człowiek przy zdrowych zmysłach upewniłby się, czy to prawda. Nie odzywał się do niej przez bardzo długi czas, mimo że przepraszała go przy każdej możliwej okazji. Pewnego dnia zaniepokojony jej nieobecnościami w szkole, gdy siedzieliśmy na stołówce, zapytał, czy coś się stało, a Tom oczywiście się wygadał. W ten sposób dowiedział się o skrywanej przed nim przeprowadzce dziewczyny. Myśląc, że zniszczyła przyjaźń, nakazała milczenie. Hudson wpadł jak śliwka w kompot, więc potwierdził, że powinna być już w drodze do Denver, na co chłopak bezzwłocznie zerwał się z krzesełka i pojechał na wskazane przez nas lotnisko. Jego zachowanie było tak nagłe, że zainteresowała się nim cała publiczność siedząca na stołówce. Z tego, co zauważyłam, to się im udało. Bardzo się z tego cieszyłam. Od zawsze ich do siebie ciągnęło.
Oczy wszystkich gości zwróciły się na młodą parę tańczącą pierwszy taniec. Suknia matki Toma wirowała za nią, gdy kołysali się w walcu angielskim do znanego utworu Elvisa Presleya, Can't help falling in love. Uśmiechnęłam się, widząc, jak pani Brown patrzy na swego męża. Zaśmialiśmy się, kiedy jej obecny mąż zaśpiewał wraz z piosenkarzem jeden z wersów, fałszując. Pragnęłam w przyszłości patrzeć z taką miłością na swojego przyszłego męża.
 – A teraz powiedz mi, kim jest brunet, który ciągle się na ciebie patrzy. – Zachichotała Susan, wyrywając mnie z zamyślenia.
Zmarszczyłam brwi, zastanawiając się, o co chodziło. Dopiero po chwili dotarło do mnie, że mówiła o Jamesie. Obiecałam mu, że z nim zatańczę. To dlateg czułam się dziwnie obserwowana na sali.
 – Mówisz o facecie, który przyszedł z Lily? – zapytałam, nie odwracając się.
 – No tak. Oni są razem? – Przyglądała się blondynce. – Łasi się do niego gorzej niż kot. No popatrz tylko. Ona coś do niego mówi, a ten jedynie jej przytakuje, obserwując cię.
 – Nie, nie są – zaśmiałam się. – Ona liczy na coś więcej.
 – Mogę zaprosić panią do tańca?
Przeniosłam wzrok na wpatrującego się w moje oczy Jamesa. Przyszłam tu z Tomem i to z nim powinnam zatańczyć pierwszy taniec, jednak państwo Brown zaaranżowali mu w tym czasie pierwszy taniec z Lily, jako brat i siostra. Sądzę, że próbowali w ten sposób załagodzić spór, który dość mocno się pomiędzy nimi wyczuwało. Uśmiechnąwszy się, dałam poprowadzić się na parkiet. Brunet przyciągnął mnie do siebie, całkowicie zmniejszając dzielącą nas odległość. Wolną dłoń położyłam na jego ramieniu. Zaczęliśmy poruszać się w rytm muzyki, patrząc sobie w oczy. Zawsze gustowałam w piwno–zielonych oczach, więc nic dziwnego, że zakochałam się w jego. Brunet pochylił się nad moją twarzą.
 – Pięknie wyglądasz – szepnął do mojego ucha, wywołując przyjemny dreszcz.
 – Ty też niczego sobie.
 – Lubię trzymać cię w objęciach.
 – A ja, kiedy mnie obejmujesz.
Zawsze, kiedy to robił, czułam się bezpieczna, a moje ciało wypełniało przyjemne ciepło. Zupełnie jakby ktoś otulił mnie puchatym kocem. Wiedziałam, że kiedyś się to skończy, chociaż z trudem to sobie wyobrażałam.
 – Nel, muszę powiedzieć ci coś ważnego – zaczął zakłopotany, poważniejąc – Ja…
 – Nel? – przerwał mu Tom, wyciągając w moją stronę dłoń.
James odsunął się ode mnie, przez co poczułam dotkliwe zimno. Pragnęłam znów znaleźć się w jego objęciach, otulona silnymi ramionami. Ukłoniwszy się delikatnie, pocałował wierzchnią część mojej dłoni. Przygryzłam wargę, rumieniąc się na ten gest. Nim się zorientowałam, zostałam objęta przez Toma. Zarzuciłam obie dłonie na jego kark, kołysząc się w rytm melodii. Brunet wzbudził we mnie ciekawość i oczekiwałam, że ją zaspokoi. Poza tym już zaczął, więc wypadałoby skończyć. Widziałam jego zakłopotanie, a więc naprawdę mówił o czymś ważnym. Błagałam, żeby nie chodziło o Lily, ponieważ wystarczająco dużo wtrącała się w naszą relację.
Uśmiechnęłam się do partnera, zauważając na sobie jego przenikliwy wzrok. Odwzajemnił go niemalże od razu. Kapela zaczęła grać naszą ulubioną piosenkę, więc chłopak okręcił mnie wokół własnej osi. Mimo tego, że pokłóciliśmy się na długi czas, nadal miałam sentyment do tego kawałka. Byliśmy wtedy z rodzicami nad morzem w Hiszpanii. Ten przebój zawsze leciał w radiu, kiedy byliśmy na plaży. Tom postanowił, że będę próbowała po kolei każdego smaku lodów, dopóki, któryś z nich nie stanie się moim ulubionym. W ten sposób znalazł lody jagodowe, które zazwyczaj były dostępne.
Zaskoczyłam samą siebie bawiąc się tak świetnie na imprezie. Mimo że zbliżała się godzina druga w nocy, czułam się, jakbym dopiero tu przyszła. Chociaż nie pogardziłabym chwilą odpoczynku dla moich obolałych stóp i pulsującej kostki. Rodzicielka Toma to szczęściara, ponieważ pan Brown okazał się świetnym tancerzem. Nawet jeśli kobieta pląsała dwiema lewymi nogami, on zakręcił nią tak, że wiedziała, co robić. Cieszyłam się, że znowu spotkałam się z Susan i Ericiem. Zapewnili nam uroczą scenę oświadczyn podczas walca wiedeńskiego. Dziewczyna próbowała doprowadzić się w łazience do porządku, co okazało się dużo trudniejsze, niż podejrzewała. Gdy patrzyła na pierścionek znajdujący się na palcu, ponownie zanosiła się płaczem, przez co zużyliśmy resztki tuszu do rzęs. Zazdrościłam jej takiego szczęścia. Co prawda była starsza o rok, ale to niewielka różnica.
Udałam się w stronę tarasu, marząc o odsapnięciu, ponieważ zrobiło się duszno. Przystanęłam w progu, widząc sylwetkę Jamesa, opierającego się o balustradę. Po chwili przypatrywania się, stanęłam obok, podziwiając widok. Przed nami roztaczało się jezioro, w którym odbijało się rozgwieżdżone niebo oraz las znajdujący się na równoległym brzegu. Woda niosła ze sobą dobre wspomnienia, nie tylko ze względu na wspólne wakacje z szatynem. To podczas kąpieli w basenie poznałam Jamesa oraz nad wodą przeżyłam z nim swój pierwszy pocałunek. Mimo tego, że okazał się jego zwykłym impulsem, cieszyłam się, że trafiło na Scotta. Gdyby istniał replay, powtórzyłabym go po raz drugi, lecz tym razem wyznałabym uczucia, które od długiego czasu coraz bardziej gnębiły mój umysł.
 – Nel – odezwał się po kilku minutach. – Jest coś, o czym powinnaś wiedzieć. Pamiętaj – odwrócił się w moją stronę – mimo to, nadal jesteś dla mnie bardzo ważna. Dobrze?
Przytuliłam się do niego, widząc jego zbolałą minę. Zaskoczony, zacisnął wokół mnie swoje duże i silne ramiona. Słuchałam bicia jego serca, uspokajając się. Bałam się tego, co próbował mi oznajmić. A co jeśli zachorował na nowotwór? Albo groziło mu niebezpieczeństwo? Wielu ludzi groziło mu zemstą. Nel, uspokój się. Nic jeszcze nie powiedział, a ty już wymyśliłaś najgorsze scenariusze. Wtuliłam się w niego bardziej, gdy pocałował mnie w czubek głowy.
Odsunął się ode mnie ku niezadowoleniu. Objął moją twarz dłońmi, pocierając policzki kciukami. Patrzyłam mu w oczy, próbując cokolwiek z nich wyczytać. Wszelkie starania szły na marne.
 – Nel, ja...
 – James – przerwała mu Lily – tu jesteś. Wszędzie cię szukałam. – Chwyciwszy go za rękę, pociągnęła w stronę wyjścia.
Brunet posłał mi przepraszające spojrzenie, a blondynkę zgromił wzrokiem, niezadowolony z takiego obrotu sprawy. Zaczął coś mówić, ale dziewczyna krzyknęła do swoich znajomych, że koniecznie musi im kogoś przedstawić. Odwróciłam się z powrotem w stronę jeziora. Dlaczego ona zawsze pojawiała się wtedy, kiedy zostawaliśmy na osobności? Uniemożliwiała nam spędzenie nawet kilku minut sam na sam. Rozumiałam, że przyszedł tu z nią, ale ona go zamykała w złotej klatce jak ptaszka na wystawę. Przyjaźniłam się ze Scottem i miałam prawo porozmawiać z nim bez niej i otoczenia innych.

**

Położyłam się z powrotem na łóżku, otulając się szczelniej ciepłą kołdrą. Świetnie. Lekarz zalecił, bym została dzisiaj cały dzień w łóżku. Rzecz jasna rozchorowałam się tuż pod koniec wesela. Próbowałam przypomnieć sobie, kiedy ostatni raz się tak mocno przeziębiłam. Może to przez to, że stałam na tym tarasie przez dobrą godzinę w wyjątkowo chłodną noc. Zawsze potrafiłam się w coś wpakować. Chwyciłam się za „pękającą" głowę. Skoczyła temperatura i nie było kolorowo. No, ale w końcu to moja wina, ponieważ zapomniałam o tym, żeby się czymś okryć. Chociaż i tak wolałam gorączkę niż katar. Ona w końcu mijała, a z katarem męczyłam się przez dwa i pół tygodnia. Zwinęłam się w kłębek, patrząc na wyświetlacz telefonu, który wskazywał godzinę czternastą. Uśmiechnęłam się, widząc zdjęcie z przyjaciółmi. Cała szóstka znajdowała się na wygaszaczu ekranu. Fotografia została zrobiona na plaży w dzień, w którym James źle odbił piłkę. Oczywiście brunet nie powiedział mi tego, co zamierzał zrobić już dwa razy. Bałam się, że źle to wypłynie na naszą relację, którą i tak powinniśmy ratować. Może to wszystko okaże się testem, a jego zaliczenie pozwoli przetrwać naszej przyjaźni. Co, jeśli go oblejemy? Zapomnimy o swoim istnieniu i zerwiemy kontakt? Czy dało się zerwać ot, tak kontakt z osobą, na której nam zależało? Jeśli odczuwaliśmy jej brak, pragnęliśmy jej bliskości bardziej niż zwykle i za wszelką cenę chcieliśmy ją zdobyć. To jednak błędne koło. Kiedy powiedziałam „nie”, przyszedł moment, kiedy zamieniłam je na „tak”, brnąc ciągle w to samo. Więc, czy warto podjąć to ryzyko? Niektórym osobom zapisano odejście z naszego życia. Zastanawiałam się, kogo by wybrał, mnie czy blondynkę, gdyby został postawiony pod ścianą. Zamknęłam oczy, kiedy po pokoju rozległ się dźwięk przychodzącej wiadomości. Otworzyłam niechętnie wiadomość.

JAMES: Jesteś wolna? ;D Wyskoczymy gdzieś razem? Co Ty na to?

Mimowolnie uśmiechnęłam się, patrząc na wiadomość. Odpisałam natychmiast, ponownie ziewając w stronę ekranu.

NEL: Sorki, ale jestem chora -,-

Czekałam na odpowiedzieć, ale nie odpisał. Zamknęłam z powrotem oczy, marząc o błogim śnie. Tego najbardziej potrzebował wykończony organizm. Sen w moim przypadku to lekarstwo na wszystko. Kochałam spać. Ziewnęłam, zasypiając. Drgnęłam, kiedy ugiął się materac. Odwróciłam się, upewniając się, czy to na pewno brunet. Uśmiechnął się, zakładając kosmyk włosów za ucho. Objął mnie ramieniem, więc wtuliłam się w niego bardziej, okrywając go kołdrą. Idiotka. Rozchoruje się przeze mnie.
 – Zachorujesz. – Zaczęłam się odsuwać, ale wzmocnił uściski, przesuwając się.
 – Będę z tobą, kiedy męczysz się z tym choróbskiem. – Pocałował mnie w głowę, zamykając oczy. – Lily zaprosiła mnie na randkę – oznajmił po chwili. – Odmówiłem.
Przytaknęłam cichym „Yhm”, zasypiając wsłuchana w bicie jego serca. Naprawdę traktował ją jak koleżankę. Szkoda, że ona w końcu dopnie swego. Już myślała, że jest cały jej. Patrzyłam tylko, jak znowu odbierała mi osobę, którą kochałam. Może właśnie tak miało być.
 – Musimy porozmawiać, Nel. – Ziewnął, ściskając mnie bardziej. – To naprawdę ważne.