Poprawiłam poduszkę na kanapo-parapecie. To najlepsze miejsce w całym domu.
Wystarczyło, że zasłoniłam dwie zasłony – jedną od okna, drugą od pokoju, by
odciąć się od skwaru Los Angeles i czasami złośliwego brata, który przyprawiał
mnie zazwyczaj o nerwy i przyspieszał proces siwienia włosów. Chwyciwszy
materiał, przesunęłam go do przodu, wyciszając się. Przymknęłam oczy, by
rozkoszować się tą chwilą, która ostatnio nieczęsto się zdarzała. Niestety,
spokój zakłócił klakson samochodu, który powtórzył swój sygnał kilkukrotnie.
Zirytowałam się. No tak, zapomniałam. Wprowadzał się dzisiaj brat Scottów i
Eliza tylko o tym mówiła. Jeszcze go nie poznałam, a zdążyłam dowiedzieć się o
nim więcej, niż się spodziewał. Chyba wiedziałam, po co to wszystko. Zgaszę jej
zapał, zanim jej plany przybiorą realny obraz. Jak sobie coś ubzdurała, uparcie
do tego dążyła. W ten sposób zaprzyjaźniła się z Mattem, który ją ignorował.
Stevenson zawsze na nim zależało. Ostatecznie mężczyzna miał jej dość i
nawrzeszczał na nią, żeby zostawiła go w spokoju. Zadziałało. Przestała się z
nim kontaktować jak z większością świata. Po tygodniu zaczął szukać z nią
kontaktu. Odrzucała jego połączenia oraz ignorowała wszelkie wiadomości.
Ulitowałam się nad nim, widząc, że mu zależy i podałam jej adres.
Spojrzałam na wysiadającego z auta bruneta, zakładającego okulary
przeciwsłoneczne.
– Nel! – usłyszałam głos
rodzicielki. – Dziewczyny przyszły! Idą do ciebie!
– Ok! – odkrzyknęłam, patrząc na
niego. Agh! Podskoczyłam przestraszona, uderzając głową w ścianę.
Nienawidziłam, gdy tak robiły! Głupie. Cały czas się na to nabierałam.
Odsłoniwszy zasłonę, dosiadły się do mnie. Brunet odwrócił w naszym kierunku
głowę.
– Uuu… – zaśmiała się Eliza. –
Widzę, że poznałaś już Jamesa. To młodszy brat Matta.
– Yhm – westchnęłam, poprawiając
się.
– Jest niezły, prawda? – zaśmiała
się Lea. Spiorunowałam ją wzrokiem, rumieniąc się, co jeszcze bardziej ją
rozśmieszyło. – Nel… Nel… Zabrakło wymówki?
– No… bo jest przystojny. Jeszcze
dobrze widzę – odpowiedziałam zgodnie z prawdą. – Ale…
– Przesłyszałam się?! – ożywiła się
Eliza. – Powiedziała, że jest przystojny! No wiesz… Już się o to martwiłam,
kiedy ostatnio zlałaś chłopaków z plaży.
Jak długo będzie mi to jeszcze wypominać?! Za bardzo bolała mnie sprawa z Tomem,
żeby umawiać się z kolejnym chłopakiem. Dostałam numer do Victora i próbowałam
nawet zadzwonić, ale kiedy zobaczyłam go na mieście, całującego się z jakąś
blondynką, wybiłam to sobie z głowy. Nie należałam do zdesperowanych idiotek, które
szukały chłopaka.
– Zapomnij o tym dupku.
– Eliza ma rację, Nel. Jak długo
zamierzasz się chować? Całe życie?
– Już dawno to zauważyłam, więc
postanowiłam umówić się z Victorem, ale już sobie kogoś znalazł. – Wzruszyłam
ramionami. – To co, idziemy do ogrodu? – zaproponowałam, by przerwać ciszę. –
Chyba po to przyszłyście – zaśmiałam się, wiedząc, że jako jedyna z naszej
trójki posiadałam basen w ogrodzie. To w pewnym sensie taty hobby i mama się
ostatecznie zgodziła. – Kto pierwszy! – krzyknęłam, zrywając się z miejsca.
– Ej! To nie fair! – krzyknęła za
mną roześmiana Lea. Ściągnąwszy w biegu sukienkę, bez namysłu wskoczyłam do
basenu. Zaraz za mną wpadła do wody Eliza, która mało przejmowała się tym, że
przemoczy ubrania. – Zawsze oszukujecie. – Brunetka wystawiła nam język.
Spokojnie zrzuciła z siebie rzeczy i zeszła po schodach. – Myślisz, że Matt
pożyczy ci rzeczy? – zaśmiała się, patrząc na przyjaciółkę.
– Zazdrościsz – ochlapała ją wodą.
Nie będę w tym uczestniczyć, bo zawsze wychodzę na tym najgorzej.
Podciągnąwszy się, usiadłam na leżaku.
– Kochanie. – Mama podeszła do mnie.
– Tu macie przekąski i sok. – Podała mi tacę. – Jakbyście czegoś jeszcze
potrzebowały, krzyczcie.
– Dzięki, kocham cię. – Pocałowałam
ją w policzek.
Kiedy zniknęła, odłożyłam tacę. Włączyłam radio, spoglądając na dziewczyny.
Uwielbiałam je. Były dla mnie jak siostry, chociaż natura obdarzyła mnie
bratem. Czasami żałowałam, że urodziłyśmy się w różnych latach. Zaśmiałam się,
kiedy usłyszałam znienawidzoną piosenkę Stevenson. Podgłośniłam, czekając na
jej reakcję.
– Wiesz co. – Chlapnęła na mnie
Eliza. – Jak śmiesz to włączać! Przerywasz bardzo ważną ceremonię pojednania!
Zamknę cię w lochach! – Pogroziła mi palcem.
– Już się boję! – Pokazałam język.
Niestety przyznałam jej rację. Piosenkarka nagrała okropny utwór, lecz mimo
to znajdował się na czołowej liście przebojów. Odwróciłam się, żeby ściszyć,
jednak jedyne, co zobaczyłam i poczułam to ciemność oraz ból.
– James, jesteś kretynem! – krzyknął
męski głos, kiedy zmrużyłam oczy. – Budzi się!
– Nel! Jesteś cała? – Zostałam
porwana w objęcia Elizy. – Bałam się, że wezwiemy pogotowie.
– C–co się stało? – zająknęłam się.
– Dostałaś piłką. – Lea zmarszczyła
brwi, badając moją głowę.
– Ludzie, jest cała! – warknął
zirytowany James.
A h a… Czyli to przez niego? Czując nagłą irytację i złość, usiadłam,
chwyciłam dzbanek z sokiem, który stał na stoliku obok leżaka i chlusnęłam mu
nim w twarz. Patrzyłam, jak mimika jego twarzy robi się coraz bardziej wściekła.
Ups? Naprawdę nie wiedziałam, dlaczego to zrobiłam! Otworzył usta, chcąc coś
powiedzieć, ale szybko z tego zrezygnował. Odszedł.
– Nel? – Lea uniosła brew. – Co ty
zrobiłaś? – powiedziała powoli.
– Wylałam… na… niego… sok… Wylałam
na niego sok!
– Coś ty narobiła! Teraz to już na
pewno...
Przerwał Elizie Matt, wrzucając ją do basenu. Wynurzyła się wściekła, ale
kiedy mężczyzna spojrzał na nią wymownie, uspokoiła się.
– Może z łaski swojej byś mi tak
pomógł? – zapytała z błyskiem w oku. Ona coś kombinowała. Spojrzałam na nią
rozbawiona. – Co tak patrzysz? – Pokręciłam przecząco głową.
Chłopak wyciągnął do niej rękę. Za trzy… dwa… jeden… Matt wylądował razem z
nią w wodzie. Wiedziałam. Zawsze coś knuła, kiedy świeciły się jej oczy w ten
sposób. Scott najwyraźniej jeszcze sporo się o niej dowie. Podczas prima
aprilis przysparzało jej to problemów, bo wiedziałyśmy, kiedy zamierzała nas
wkręcić. Najzwyczajniej w świecie burzyła się z tego powodu. Chłopak spojrzał
na nią zły.
– Też cię kocham. – Cmoknęła go w
policzek.
– Eliza, zbieramy się. – Przerażona
Lea spojrzała na zegarek. – Zostało nam dwadzieścia minut. – Zaczęła w
pośpiechu zbierać swoje rzeczy.
– Co?! – Wyskoczyła z wody, jak
oparzona, wkładając mokrą sukienkę.
– Gdybyś mnie nie wrzuciła, pożyczyłbym
ci bluzę. – Zadowolony Matt wyszedł z basenu. – A teraz… – Przerwał mu klakson
samochodu.
Pewnie brat Elizy.
– To co? Odprowadzę was – zaśmiałam
się, podając jej dwa ręczniki. – Masz, przydadzą się.
– Dzięki, jesteś kochana. –
Uściskała mnie.
Kiedy odjeżdżały spod mojego domu, poczułam wibrujący w ręce telefon.
Pokręciłam przecząco głową, podejrzewając, że Stevenson znowu czegoś
zapomniała. Eliza.
ELIZA: Jutro o 17 w parku na rolkach :D
Dobrze wiedziała, że unikałam tego sportu. Ciekawiło mnie, kiedy się
znudzi. Od kilku lat próbowała mnie do tego przekonać. Łyżwy wystarczały mi w
zupełności, chociaż i tak pozostałam do końca wierna swojemu rowerowi. W
zeszłym roku nauczyłam na nim jeździć Leę, ponieważ wcześniej ich unikała.
Uśmiechnęłam się pod nosem na to wspomnienie. Wzięłam się za odrabianie lekcji.
*
Jedynym plusem kolejnej przeprowadzki było to, że znajdowałem się blisko
rodziny. Wściekałem się na Daniela i rozumiałem, że z tym wiązał się mój zawód,
ale marzyłem o spokoju. Zacząłem umawiać się z Holly i zapowiadało się na
coś poważnego. Szlag by to trafił! Pierwszy raz żałowałem swojej decyzji. Jak
tak dalej pójdzie, zostanę starym kawalerem, czego unikałem jak ognia. Może
powinien porozmawiać o tym z Gibsonem. W przeciwnym razie poszukam nowej pracy.
Matt wspominał, że potrzebują u siebie kogoś na stanowisko. Blondyn szczęśliwym
trafem znalazł Elizę. Pasowali do siebie. Chociaż Scott odznaczał się czasami
totalnym sztywniactwem. W związku z nią rozkwitł, stał się bardziej wesoły i
pełny życia. O dziwo, to jego pierwsza dziewczyna. Kobiety lgnęły do niego jak
ćmy do światła, ale on zawsze odmawiał. Stevenson wydawała się zwyczajną
kobietą. Może wydawało mi się, zamieniłem z nią zaledwie kilka słów.
Przynajmniej wiedział, że zostaje w Los Angeles. Szef już mi zapowiedział, że
za pewien czas czekała mnie kolejna przeprowadzka i to na drugi koniec państwa.
Pragnąłem się już ustatkować – znaleźć kogoś, kupić dom, założyć rodzinę.
– James. – Matt wszedł do salonu. O
wilku mowa. – Pamiętasz, że w przyszłym tygodniu mamy zajęcia w liceum... –
zaczął.
– Pamiętam. I co? – Przełączyłem
kanał. – Mam nadzieję, że będą bardziej rozgarnięci niż ostatnio. Jakiś idiota
postanowił zażartować z dziewczyny, która choruje na padaczkę. Wylądowała na
dwa tygodnie w szpitalu przez tego imbecyla.
– A pamiętasz Nel? – Uśmiechnął się
tajemniczo.
– Wylała na mnie sok, jak o tym
zapomnieć. Jest naszą sąsiadką i zdaje się, że okno jej pokoju jest naprzeciwko
mojego – westchnąłem z irytacją, czując jego zamiary. – Czego chcesz?
– Umówisz się z nią ? –
zaproponował. – No wiesz… Jesteś sam i…
– Wylała na mnie sok – przypomniałem
mu. – Dlaczego miałbym się z nią umówić? – Spojrzałem na niego podejrzliwie. –
Jaki masz w tym interes Scott? – Uniosłem jedną brew. – Poza tym w Nowym Jorku
zacząłem umawiać się z Holly. Niepotrzebny mi romans z małolatą. Mam
wystarczająco spraw na głowie.
– Zapomnij, że pytałem. – Wyszedł,
zanim zdążyłem wspomnieć o Elizie. Dlaczego zgodziłem się z nimi zamieszkać?
Ach tak… Jako jedyny słuchałem rozsądku.
– Pamiętaj o zbiórce! – krzyknąłem
za nim.
– Pamiętam!
Spojrzałem na wyświetlacz telefonu. Uśmiechnąłem się, patrząc na
rozpromienioną brunetkę. Wybrałem numer i zadzwoniłem. Poczta głosowa. Pewnie
Kendi podrzuciła jej synka. Słodki malec. Zaśmiałem się, przypominając sobie
pierwsze spotkanie z dziewczyną. Szukałem nastolatki, która kradła zabawki oraz
ubranka dla dzieci. Kiedy wszedłem do sklepu, stała odwrócona w stronę
śpioszków. Pasowała do opisu – ubrała się nawet w taką samą sukienkę w kwiaty.
Złapałem ją za rękę, ale kiedy się odwróciła, zrozumiałem swój błąd. Mały
rzucił swoją grzechotką, prosto w moje czoło. Zaczęła się gorączkowo tłumaczyć,
widząc, że zabawka przecięła mi skroń. Gdyby nie to, że wpadliśmy na siebie w
supermarkecie, zapomniałbym o niej. Jeśli chodziło o tamtą nastolatkę… Okazało
się, że potajemnie wychowywała swoją córeczkę, ponieważ ojciec regularnie ją
bił. Ostatecznie pomogliśmy jej załatwić miejsce w domu samotnej matki, a sąd
zobowiązał ją do spłacenia długu. Właściciel jednego z trzech sklepów, które
okradła, zrezygnował z pieniędzy i podarował jej nawet kilka następnych
śpioszków. Szczęściara.
Wszedłem do pokoju, ściągając koszulkę upaćkaną jogurtem. Rzuciłem ją na
fotel obrotowy. Podniosłem wzrok na dziewczynę, stojącą przy sztaludze.
Artystka. To tłumaczyło jej dzisiejszą akcję. Często spotykałem się z narwanymi
artystami. Zrobiłem jej krzywdę przypadkowo. Odwróciła się w moją stronę
wyraźnie zirytowana, łapiąc się za włosy. Uniosła brwi, rumieniąc się. Pierwszy
raz widziała faceta bez koszulki? Pokręciłem głową, szukając czystego T-shirtu.
Zapowiadał się ciekawy rok. Miałem nadzieję, że nie posądzi mnie o podglądanie
nieletnich.
**
*
Poderwałam się z łóżka, gdy mój nowo poznany sąsiad nalał szampana do
kieliszka. Co mnie podkusiło we śnie, że zgodziłam się na tę kolację?! Im
szybciej zapomnę, tym lepiej. Tak, jak o wczorajszej sytuacji! Moja twarz
przybrała kolor dojrzałego pomidora. Widziałam chłopaków bez koszulek, ale…
Nasza znajomość zaczęła się w niezręczny sposób. Zeszłam z łóżka, ociągając
się. Mimowolnie przeniosłam wzrok na jego pokój. Zapamiętałam, żeby zasłaniać
okno, jeśli będę się przebierała, uniknę podobnego incydentu ze mną w roli
głównej. Wzdrygnęłam się na myśl, że Scott mógłby zobaczyć mnie półnagą. Pewnie
nie zrobiłoby to na nim wrażenia, ale… To moja prywatność. Rozumiałam, że przy
dwuczęściowym stroju kąpielowym również jestem półnaga, ale czułam się
psychicznie lepiej dzięki dużej chuście okrywającej mnie. Westchnęłam, biorąc
do ręki karteczkę, którą wsunął mi do szafki Tom.
Jedno spotkanie.
Proszę, Nel…
~ Tom
Rozdrapywanie przyszłości okazało się fatalnym i bezsensownym rozwiązaniem.
Tamto zdarzenie minęło. Powtarzanie tych samych błędów to głupstwo.
Dobrze wiedział, jak bardzo mnie zranił. Wiedział, ostrzegałam go, nie chciał
mnie słuchać. Wolał ślepo wierzyć Lily. Bardzo proszę, ale ode mnie niech
trzyma się z daleka.
– Nel! Pospiesz się! – krzyknął
tata. – Znowu spóźnić się do dziadków!
– Tak, już idę! Dajcie mi dziesięć
minut! – odkrzyknęłam, zbierając swoje rzeczy z pufy.
Po trzydziestu minutach siedziałam w babcinym salonie. Czułam się u niej
jak w domu. Zawsze podziwiałam obrazy, które sama namalowała. Po niej
odziedziczyłam ten talent. Babcia w każde wakacje uczyła mnie tego, co
potrafiła zrobić z pędzlem, ołówkiem, a nawet mąką. Okazywała wobec mnie
ogromną cierpliwość. Często wyrzucałam swoje obrazy, za co dostawałam
reprymendę. Uważała, że każdy odznaczał się pięknem i wyjątkowością. Tata
niestety tego talentu nie odziedziczył, ale jakoś nie wyobrażałam go sobie z
pędzlem w dłoni. Zawsze uwielbiał swoją pracę. W roli detektywa czuł się jak
ryba w wodzie. Ciągle powtarzał, że znalazł szczęście, robiąc to, co lubił. W
dodatku dzięki temu poznał mamę.
– No, Nel – położyła herbatę na
ławie. – Opowiadaj, jak ci tam idzie. Co ostatnio namalowałaś? – Uśmiechnięta,
dosiadła się do mnie. – Odkryłam świetną technikę.
– Portret naszej rodziny. –
Pokazałam jej zdjęcie. – Trochę nad nim spędziłam, ale jestem zadowolona z
efektów. – Odwzajemniłam uśmiech.
– Racja, racja, jest świetny, ale
popracuj jeszcze nad tłem. – Klasnęła w dłonie. – A teraz spróbuj ciastek.
– Kiedy w końcu podasz mi ten
przepis? – zapytałam, biorąc jedno do ręki. – Więcej orzechów? – zapytałam. – I
czekolady!
– Tak, zdecydowanie lepsze, co? Jak
zapytałam dziadka, nie wiedział w ogóle, o co chodzi – zaśmiała się. – Chodź na
górę. Mamy dla ciebie niespodziankę. – Mrugnęła tajemniczo.
Spojrzałam na nią podejrzliwe. Dostałam uraz do niespodzianek. Powędrowałam
za nią na poddasze.
– I jak, podoba się? – Otworzyła
drzwi. Na środku stała sztaluga w miętowym kolorze. – Uznaliśmy z dziadkiem, że
przyda ci się nowa. W kącie stoją płótna.
– Jest świetna! – Podskoczyłam,
próbując uwierzyć w to, co widzę. – Wykosztowaliście się. – Przytuliłam ją. –
Jejku… bardzo dziękuję.
– A ja? – oburzył się dziadek.
Z uśmiechem na twarzy przytuliłam go. Dostałam własną sztalugę. Rodzice
powiedzieli, że cena przekraczała budżet, więc sama zaczęłam na nią zarabiać i
dotarłam nawet do połowy. W końcu oddam pożyczoną do szkoły!
– Kocham was. – Oderwałam się od
dziadka.
– Max ostatnio dostał ten skuter,
którego rodzice kategorycznie odmówili – zaczął dziadek. – Dalej się gniewają?
– zapytał, na co pokręciłam głową.
– Teraz wszędzie po wszystko jeździ
– zaśmiałam się.
– Mamo! Dzieci nam rozpuszczacie. –
Na poddaszu pojawiła się rodzicielka, a zaraz za nią tata.
– Teraz całkowicie zniknie na
poddaszu – zauważył tato. – Będziemy ściągać ją siłą.
– Sam zrobiłeś tam pracownię. –
Uśmiechnęłam się niewinnie.
Całkowicie zasiedzieliśmy się u dziadków, ale nie żałowałam. Uwielbiałam z
nimi przebywać. Cieszyłam się, że utrzymywaliśmy z nimi dobry kontakt. Agh…
Zostało mi dziesięć minut, żeby się uszykować i dojechać do parku, ponieważ
Eliza zażyczyła sobie, że akurat teraz trzeba się spotkać.
Podjechałam (oczywiście
spóźniona) na rowerze pod fontannę.
– Nel! – gorączkowała się Eliza. –
Spóźniłaś się.
– Wiem, przepraszam. Zasiedziałam
się u dziadków. – Usiadłam na brzegu fontanny.
Wiedziałam, że znowu coś kombinowała przez ten swój błysk i węszyłam spory
podstęp. Jeżeli wpadła na tak durny pomysł, jak z Tomem, odpadałam.
– To co? Idziemy jak zawsze na lody?
– zaproponowałam.
– Jestem za – zaśmiała się Lea,
podnosząc rękę. – To raczej nie pomoże jej schudnąć. – Wskazała na Elizę. – Tym
bardziej się zgadzam!
– Ej! Sugerujesz coś? – Chlapnęła ją
wodą, śmiejąc się.
– A i owszem – odwdzięczyła się,
więc odsunęłam się od nich na bezpieczną odległość.
Ostatnio wróciłam do domu cała przemoczona, idąc tak przez pół miasta, bo
komuś zachciało się koniecznie Pizzy u Johna*.
– I bez tego cię kocham. – Matt
wyłonił się zza Elizy. Wiedziałam. Pewnie przyszedł z braćmi. Za bardzo się
zdenerwowała jak na kilkuminutowe spóźnienie. – Mamy rolki dla Nel. –
Uśmiechnął się.
– Nie ma mowy! – Cofnęłam się o
krok, wpadając na kogoś. – Bardzo przepraszam… – Odwróciłam się. James… Zabiję
ją.
– Gdzie twoje zaufanie? – Eliza
zrobiła niewinną minę.
– Poszło na spacer. – Pokazałam jej
język.
– Ale Jamesowi nie odmówisz. –
Wyszczerzyła się.
Oboje spojrzeliśmy na nią zdziwieni. To o to jej chodziło! Mieli to
zaplanowane! Ona próbowała mnie zeswatać. Policzę się z nią. Ile razy będę
powtarzać, że jeśli będę chciała mieć chłopaka, to się zdecyduję! Gdyby wzrok
Jamesa mógł zabijać, Matt dawno leżałby martwy. Błagałam, by milczał o
wczorajszym popołudniu. Potrząsnęłam głową, próbując wyrzucić z głowy widok
zadbanego ciała sąsiada.
– Wiesz, Lea – zaczął Jack – może
przejdziemy się na lody, a ich zostawimy w spokoju – zaproponował, próbując
wymigać się od odpowiedzialności.
– Świetna propozycja – poprała go
Lea, chwytając za rękę i ciągnąc za sobą.
– I ty przeciwko mnie! – oskarżyłam
ją.
No pięknie, kolejna. Wprost idealnie. Ich plan się nie powiedzie!
Zmuszają mnie do zaufania kompletnie obcemu mężczyźnie? Niedoczekanie.
– Też cię kocham – odkrzyknęła.
Zaraz, zaraz… Jack wziął mój rower!
– Roweru nie odzyskasz, aż zobaczymy
efekty. – Zagroziła mi palcem szatynka.
– A ty kluczyków od auta. – Matt
pomachał jego kluczami w powietrzu. – To cześć. – Chwyciwszy Elizę za rękę,
odeszli w pośpiechu.
Usiadłam zrezygnowana na brzegu fontanny. Już po mnie. Ona na pewno
knuła dokładny plan ze wszystkimi możliwościami. To uparty osioł, kiedy sobie
coś uroiła.
– To jedyne wyjście – westchnął
James, biorąc rolki do ręki. – Im szybciej zaczniemy, tym szybciej skończymy.
Włóż – podał mi je.
– Chyba oszalałeś! – Odepchnęłam je.
– Już raz włożyłam do nich nogę i skończyło się to źle – westchnęłam.
– A więc jednak należysz do tych,
którzy poddają się po pierwszym razie. Chociaż wczoraj sprawiłaś inne wrażenie.
Zarumieniłam się. No pięknie.
– Wiedziałam, że potrafię to zrobić
w porównaniu do tego.
– To uwierz, że potrafisz. Pomogę
ci. – Wyciągnął w moim kierunku rolki. – Potrzebuję jeszcze dzisiaj kluczyki.
Agh… Eliza wiedziała, że z trudem odmawiałam, jeśli ktoś potrzebował
pomocy. Potrafiłam żyć bez roweru. Scott wpadł gorzej. Zabrał mu kluczyki od
auta. Nie było wyjścia, jeśli chciałam mu pomóc. Zemszczę się jeszcze za to.
– Dobra – westchnęłam, zakładając
je.
– Jeździłaś kiedyś na łyżwach?
– Często jeżdżę.
– W takim razie pójdzie nam łatwiej.
Chwyciłam jego dłonie, próbując podnieść się z miejsca. Prawie się udało.
Prawie. Straciwszy równowagę, poleciałam do przodu. Uwiesiłam się na jego
ramionach, jak małpka, ratując się przed upadkiem. Zaśmiał się, widząc moją
bezradność. Zarumieniłam się pod jego rozbawionym spojrzeniem. ZABIJĘ JE.
* Pizza u Johna jest miejscem fikcyjnym.
****
Cześć i czołem!
Z racji, że mam poprawione prawie dziesięć rozdziałów, wstawiam już pierwszy ^^
Tak, tak wiem... Miało być wcześniej, ale no cóż.
Pozdrawiam!
No ba, że James jest przystojny, jak mógłby nie być... xd i dziewczyny mają rację. Powinna zapomnieć i dać sobie spokój. Wszystko się w końcu kończy, nie zawsze jest kolorowo i wgl...
OdpowiedzUsuńA co do Jamesa, on powinien zainteresować się Nel, bo to super laska jest haha :D
Będzie coś z tego, na pewno <3