3/10/2019

Rozdział 4



**
*

            Wczorajsze wydarzenia zapewniły bezsenną noc pełną przemyśleń. Myśli o naszym pocałunku wciąż krążyły mi po głowie. Nie rozumiałam… Za co on mnie przeprosił? Przecież go odwzajemniłam! Chciałam tego! Skoro niczego do mnie nie czuł, dlaczego to zrobił? James działał roztropnie, czasami wręcz aż za bardzo. Często zdecydowanie za dużo myślał, komplikując wiele spraw. Jak mu spojrzę w twarz? Nie zmienię przeszłości ani swoich uczuć wobec niego. Kiedyś będziemy musieli porozmawiać na ten temat. Mogliśmy od niego uciekać, ale w końcu i tak nas dopadnie. Próba uchronienia się przed tym bezsensownie pochłonie czas. Żałowałam, że zataiłam prawdziwe uczucia. Tylko czy coś by to zmieniło? Może bylibyśmy teraz parą zakochanych w sobie ludzi lub starali się unikać.
Cieszyłam się, że mieliśmy dzisiaj wolne. Ze względu na wystawę pozwolili zostać nam w domu. Dzisiaj po obiedzie przyszły do mnie listy z uczelni, które zaproponowały mi miejsce na swoich wydziałach. Mimo to nadal zastanawiałam się, gdzie powinnam studiować. Chciałam to robić w Nowym Jorku, ale istniały małe szanse na dostanie się, zważywszy na wysoki poziom New York Academy of Art. Równie dobrze pozostawało któreś z bliższych miast, ale wtedy wspomnienia i przeszłość podążałyby za mną krok w krok. Chociaż wątpiłam, by Lily została w Los Angeles.
Mój telefon zabrzęczał. Pragnęłam usłyszeć dobrą wiadomość. Westchnąwszy, wzięłam urządzanie. James. Raz kozie śmierć.

JAMES: Co powiesz na spacer?

Zastanawiałam się nad odpowiedzią. To będzie świetna okazja, żeby z nim porozmawiać na ten temat i wszystko wyjaśnić. Z drugiej strony bałam się prawdy.

NEL: Jasne, już schodzę.

Przewiązawszy przez biodra rękawy bordowej bluzy, wciągnęłam trampki. Co, jeśli to nie był dobry pomysł? Wciąż wahałam się nad decyzją. Słowo się rzekło, wycofanie się nie wchodziło w grę. Dam radę, chyba… Siląc się na obojętny wyraz twarzy, wyszłam przed dom. Chłopak stał na chodniku z uśmiechem od ucha do ucha. Zapomniał? Odwzajemniłam gest, próbując stwarzać pozory.
 – Jestem! To co?
 – Do parku?
 – Jasne.

Po kilku minutach spacerowaliśmy między drzewami. Chłopak przez całą drogę nawet nie wspomniał o wczorajszej nocy. Wszystko jasne, dla niego to mało ważny szczegół. Najwyraźniej rzeczywiście uważał to za zwykły impuls. Na co ja się łudziłam. Jest tylko moim przyjacielem, nic więcej. Skoro tego chce, dam mu to. Nie należałam do osób, z którymi się pogrywało.
 – James – zaczęłam – wcz… – Przerwała mi jadąca na rolkach Lily, wpadając na mnie.
Poleciałam do tyłu, zahaczając ręką o coś ostrego. Syknęłam z bólu, czując pulsującą ranę. Zacisnęłam szczękę, kiedy ciepła ciecz spłynęła mi po dłoni. Krew. Zmrużyłam oczy, patrząc na krzyczącą z bólu blondynkę. Powinna iść na aktorstwo. Dostałaby się bez żadnych wstępnych egzaminów. Nel, przestań. Ją naprawdę bolało. Prawda? Chwyciłam się za głowę, próbując skupić się na jednym punkcie. Jęknęłam, widząc, jak świat wiruje. Nie dobrze.
 – Wszystkiego w porządku? Boli cię coś? – Przerażony James kucnął przy niej.
Od kiedy on ma brata bliźniaka?! Może wzięłaby sobie tego drugiego?
 – Noga mnie starsze boli – zaskomlała.
 – Nel, zaraz przyjdę. Pomogę jej. Obiecuję, że wrócę.
Pięknie! „Wrócę. Pomogę jej. Obiecuję”. Miałam gdzieś tę obietnicę, skoro Lily zrobi wszystko, żeby tylko zapomniał o swojej obietnicy. AHG… Po moich policzkach zaczęły spływać mimowolne łzy. Bolało. Musiałam się jakoś podnieść. Spróbowałam powoli wstać, ale wszelkie wysiłki poszły na marne. Nie byłam w stanie ustać na lewej nodze. Po prostu sobie poszedł. Przyjaciel od siedmiu boleści. Telefon! Przecież mogłam nim zadzwonić. Zaraz, gdzie ja… Zaczęłam się za nim rozglądać. No tak… Zostawiłam go w domu. Nigdy nie brałam urządzenia, jeśli szłam na spacer. To okazał się jednak zły nawyk. Spojrzałam na rozciętą rękę. Wyglądała okropnie. Syknęłam. Może uda mi się jakoś wyciągnąć bluzę i…
 – Boże, Nel! – Przerażony Tom podbiegł do mnie, zdejmując słuchawki z uszu. – Co się stało? – Zdjął bluzkę z długim rękawem, pozostając w zwykłej koszulce. Obwiązał nią moją rękę.
 – James…
 – Albo nic nie mów – przerwał mi. – Zadzwonię po taksówkę, trzeba cię zawieść do szpitala. Muszą zszyć ci rękę. – Wyjął telefon.
 – Co tu robisz? – próbowałam odciągnąć myśli od pulsującego bólu.
 – Przyszedłem pobiegać. – Otarł moje łzy. – Yyy… Dzień dobry, jak daleko ma pan do parku? Stoi pan pod nim? Z której strony. Aha, dziękuję. – Rozłączył się. – Dasz radę wstać? – zapytał.
 – Próbowałam – stęknęłam, czując dyskomfort w nodze. Tom bez słowa wziął mnie ręce. – Dziękuję. Nie wiem, ile bym tu siedziała, gdybyś tu…
 – Spokojnie, oszczędzaj siły – zbeształ mnie. Westchnęłam cicho, kładąc głowę na jego ramieniu i przymykając oczy.

Pół godziny później czekałam na szpitalnym korytarzu ze zszytą ręką. Na szczęście noga nie została poważnie uszkodzona, a moje zawroty zostały spowodowane uderzeniem głową o chodnik. Lekarz powiedział, że miałam dużo szczęścia. Powiedzmy. Jak się teraz odwdzięczę Tomowi? Mogłam na niego liczyć bardziej niż na Jamesa. Dam mu szansę. Jedną jedyną. Spróbuję wrócić do relacji koleżeńskich. Kiedy spotkaliśmy się za pierwszym razem, wpadłam na niego, podczas gdy biegał. Następnie okazało się, że będziemy chodzili do tej samej szkoły, ta sama podstawówka i liceum. Tom to świetny materiał na przyjaciela. Znaliśmy się bardzo długo. Mimo że nie zawsze utrzymywaliśmy stały kontakt. Uśmiechnęłam się mimowolnie.
 – O czym myślisz? – zagadnął Tom, siadając obok mnie. Moje policzki poróżowiały. Teraz?! – Lekarz kazał trzymać się zaleceń. – Podał mi receptę. – Taksówka już czeka. Dasz radę iść? – zapytał, wstając niepewnie.
 – Jeśli pomożesz mi wstać – zaśmiałam się. Chłopak podał mi rękę. – Dziękuję, że mi pomogłeś. – Podparłam się o ścianę, gdy już stałam o własnych nogach.
 – Nie ma o czym mówić. – Uśmiechnął się, pomagając mi ruszyć.
 – Jak ci się odwdzięczę?
 – Pójdziesz ze mną w niedzielę na ślub mojej mamy? – zapytał bez ogródek.
Spojrzałam na niego zaskoczona. Zastanawiałam się czy to dobry pomysł, by z nim pójść. Co powinnam odpowiedzieć? Tom może i się zmienił, ale nigdy nie odbudujemy poprzedniej relacji.
 – Rozumiem. – Spuścił głowę.
 – Zaskoczyłeś mnie – westchnęłam. – Pójdę – dodałam po chwili ciszy. – Jednak najpierw – przystanęłam – musimy porozmawiać.
 – W takim razie zabieram cię na kawę. – Mrugnął okiem. – Oczywiście, jeżeli ci to nie przeszkadza – dodał zmieszany.
 – Skądże – zaśmiałam się.
Zastanawiałam się, co z tego wyniknie. Miałam nadzieję, że coś dobrego. Musiałam zdecydowanie mniej myśleć. Jeśli będę się nad wszystkim tak zastanawiała, prześpię ważny moment w życiu.

*

Czekałem z Lily na ławce, aż przyjedzie jej ojciec. Zastanawiałem się, czy dobrze zrobiłem zostawiając Nel samą, ale byłem pewien, że sobie świetnie poradziła. Nel to zaradna kobieta. Miałem nadzieję, że wybaczy mi i zrozumie. Nigdy celowo nie chciałem jej skrzywdzić. Musiałem szybko działać. Brown krzyczała z bólu a ona… Powinienem chociaż zapytać, czy wszystko w porządku. Teraz już na to zdecydowanie za późno. Jaki ze mnie przyjaciel, skoro nie potrafiłem zrobić tak prostej rzeczy? Tamten pocałunek odebrał mi zdolność racjonalnego myślenia. Za każdym razem, ilekroć ją widziałem, stawał mi przed oczami tamten wieczór. Pociągała mnie. Może jeśli wyślę jej SMS–a, odpisze. Naprawdę martwiłem się o to, czy bezpiecznie czekała.

JAMES: Jesteś cała? Potrzebujesz pomocy? Odezwij się, proszę.

A co jeżeli, stało się jej coś poważnego, a ją tam zostawiłem? Kretyn. Idiota. Powinienem zostać teraz z Lily. Błagam, Nel, odpisz… No tak. Zostawiała telefon w domu.
 – James, dziękuję ci. – Uśmiechnęła się. – Mam nadzieje, że to nic poważnego. – Spojrzała zmartwiona na swoją spuchniętą kostkę.
 – Ja też. – Odwzajemniłem go. – Do wesela się zagoi.
 – Jeśli chodzi o wesele – zaczęła niepewnie. – W niedziele mój tata bierze ślub. Pójdziesz ze mną? Jesteś pierwszym, którego zapraszam, ponieważ miałam nadzieję, że się zgodzisz.
I co odpowiedzieć? Chciałem zaprosić Nel na kajaki. Dobrze, że jej tego jeszcze nie zaproponowałem. Zostawienie jej, zwłaszcza teraz, to cios poniżej pasa. Dziewczyna okazała się zupełnie inna. W ogóle nie przypominała tej z opowieści. Może skrzywdziła Nel, ale pragnęła wszystko naprawić. Obiecała mi to. Każdy zasługiwał na druga szansę.
 – Dobrze. – Zerknąłem na jej twarzy. – To chyba twój tata. – Wskazałem na srebrnego mustanga, parkującego obok nas.
Wysiadł z niego wysoki mężczyzna o posiwiałych włosach. Ubrany w śnieżnobiałą koszulę i niebieskie jeansy, zdjął okulary przeciwsłoneczne.
 – Dziękuje panu. – Podał mi rękę, uśmiechając się.
 – Drobiazg.
 – Może pojedziesz z nami? – zaproponował, pomagając Lily wsiąść do auta. – Chciałbym cię lepiej poznać. – Zamknął drzwi od strony pasażera. – Dużo o tobie słyszałem. – Spojrzał na córkę.
 – Może następnym razem. – Odmachałem blondynce. – Niedługo muszę stawić się w pracy. – Zerknąłem na zegarek.
Teraz najważniejsza jest Nel. Będzie na mnie zła. Dobrze wiedziałem, jak zareaguje na to, że zostawiłem ją dla Lily. Postąpiłem pochopnie, ale nie cofnę czasu. Zawsze stosowałem się do tego, że najgłośniej krzyczą najmniej poszkodowani, ale… Sam nie wiem, dlaczego tym razem zachowałem się inaczej. Przeproszę ją za zignorowanie jej. Nawet na nią zerknąłem.
 – W takim razie, do zobaczenia. – Wsiadł do auta.
 – Do widzenia. – Uśmiechnąwszy się, ruszyłem w stronę miejsca wypadku.
Pośpiesz się James. Może tam nadal czeka. Bluza Nel… Krew? Świeża… Szkło! Cholera! Kretyn! Może sama wstała… Co, jeśli zabrała ją karetka?! Jeżeli stało się jej coś poważnego, poćwiartuję się. Nie zdziwię się, jeżeli mnie znienawidziła.

*

Siedziałam przy stoliku, czekając aż Tom przyniesie nam zamówienie. Już dawno powinnam przeprowadzić z nim tę rozmowę. Dlaczego wcześniej tchórzyłam? Ach tak… Byłam wściekła. Sama już nie wiedziałam komu ufać, a kogo powinnam unikać. Z jednej strony James, z drugiej Tom. James to mój przyjaciel. Co prawda zostawił mnie, ale wcześniej zawsze stawał na wysokości zadania. Tom już mnie zranił i to nie raz, mimo że ostrzegałam go. Kochałam Jamesa tak jak nikogo dotąd. A Tom to przeszłość. Westchnęłam zrezygnowana. Szkoda, że kula mówiąca, jak należy postąpić to fikcja. Znacznie ułatwiłaby życie.
 – Nasze zamówienia. – Uśmiechnął się, stawiając dwa kubki z mrożoną kawą. – Coś się stało? – zapytał, siadając.
 – Nic. – Zbyłam go, machając dłonią. – A więc… – zaczęłam.
 – A więc… Nel, posłuchaj… Wiem, że bardzo cię zraniłem. Nie powinienem jej ufać. Myślałem, że cię znam, ale te wszystkie sytuacje wyglądały jakby…
 – To była moja wina. – Spuściłam głowę. – Wiem – westchnęłam. – Tym bardziej się na tobie zawiodłam. Nie posunęłabym się do takich rzeczy, dobrze o tym wiesz. Ufałam ci.
 – Nel… Naprawdę żałuję, że wehikuł czasu jest bajką. Kiedy przestałaś się do mnie odzywać, Lily również. Dotarło do mnie wtedy, co tak naprawdę zrobiłem. Wydawało mi się, że stoję po właściwej stronie, ale prawda okazała się zupełnie inna. Straciłem osobę, na której zależało mi najbardziej. Zniknęłaś na jakiś czas ze szkoły. Bałem się, że coś ci się stało. Wielokrotnie do ciebie przychodziłem, ale nie chciałaś mnie widzieć. Jestem kretynem, pff. To za mało powiedziane. Proszę tylko o jeszcze jedną szansę. Daj mi pokazać, że naprawdę żałuję. Proszę. – Spojrzał na mnie błagalnie.
Patrzyłam na niego zdezorientowanym wzrokiem. Nie wiedziałam, co powiedzieć. W szpitalu postanowiłam, że dam mu szansę. Zna Lily i wiedział, do czego zdoła się posunąć. No właśnie. Ona jest przebiegła, zrobiła wszystko, żeby popsuć mi życie. Z drugiej strony, kiedyś pewnie będę jej potrzebowała. Nie dało się wejść dwa razy do tej samej rzeki. Lily jest zbyt zajęta Jamesem, by zwrócić uwagę na Toma. Czasami zastanawiałam się, jakby wyglądało moje życie, gdybym jej nie poznała. Prawdopodobnie znajomość z Jamesem poszłaby w zapomnienie i byłabym w związku ze starym przyjacielem. Kto wie. Uśmiechnęłam się do niego.
 – Dobrze, dostaniesz tę jedyną szansę. Tylko proszę – zawahałam się – wykorzystaj ją dobrze.
 – Obiecuję. – Położywszy swoją dłoń na mojej, ścisnął ją lekko. – Nie zawiodę cię drugi raz. O, właśnie! Pomogłabyś mi w piątek, wybrać garnitur na ten ślub?
 – Jasne – zaśmiałam się, przykładając słomkę do ust.

            Wdrapałam się po schodach przy pomocy kul, które zostawił mi Max przy drzwiach na prośbę Toma. Rodziców na szczęście nie było w domu, co oznaczało brak zbędnych pytań. To wszystko pokomplikowało się bardziej, niż myślałam. Tom naprawdę żałował. Myślałam, że dobrze zrobiłam. Jeśli znowu zawiedzie… No cóż. O trzeciej szansie mógł pomarzyć. Weszłam powoli do pokoju. Położyłam bluzę na parapet otwartego z jednej strony okna, wzdychając ciężko. Podniosłam wzrok, napotykając oczy Scotta. Zaskoczony wypuścił z rąk książkę, którą właśnie trzymał w ręce. Pokręciłam przecząco głową, zamykając okno. Spuściwszy roletę, położyłam się na łóżku. Hudson okazał mi większe wsparcie niż on. Nie chciałam go na razie widzieć, mimo że byłam gotowa wysłuchać jego wyjaśnień. Przymknęłam oczy, chcąc się zrelaksować. Marzyłam o śnie i odrobinie spokoju. Chodzenie o kulach okazało się dużo trudniejsze. To trochę jakby… Trudno to zdefiniować. Moje mięśnie rąk zdecydowanie wymagały ćwiczeń. Boleśnie się o tym przekonałam.

            Przetarłam zaspane oczy. Musiało mi się przysnąć. Ziewnęłam, siadając na łóżku. Natychmiast tego pożałowałam. Przy biurku siedział James, kołysząc się na krześle. Pewnie Max go wpuścił. Chłopak patrzył na mnie wyczekująco, jakby oczekiwał, że na niego nakrzyczę. Nic z tych rzeczy, po prostu go zignorowałam. Nie miałam ochoty z nim rozmawiać. Może zachowywałam się jak zbuntowana nastolatka, ale tak po prostu chciałam. Wiedziałam, że jeśli zacznę rozmowę teraz, popłaczę się jak dziecko. Zdecydowanie to nie zachowanie dojrzałej kobiety. Z trudem wstałam z łóżka, próbując doczłapać się do torebki.
 – Nel, przepraszam – powiedział ze skruchą w głosie i obawą. – Musiałem szybko działać. Myślałem, że sobie poradzisz. – Spuścił wzrok, wstając.
Skupiłam się na szukaniu ochronnej pomadki, którą ostatnio kupiła mi mama. Powiem bratu, żeby go tu więcej nie wpuszczał. Ma zakaz wstępu. Usiadłam na łóżku, zgarniając po drodze szkicownik z ołówkiem. Otworzyłam na pustej stronie, czując na sobie wzrok bruneta.
 – Neli, nie ignoruj mnie. Proszę. Porozmawiajmy.
Oblizałam dolną wargę, zastanawiając się nad pierwszą kreską. Zrobię tak. Luźny warkocz na prawym ramieniu i… i luźny sweter, który będzie je odsłaniał.
 – Nie zachowuj się jak dziecko.
Powstrzymałam prychnięcie, przełykając ślinę. Oczy będą ze smutnym błyskiem. Hm… Delikatnie otwarte wargi. Tak, tak będzie dobrze.
 – Naprawdę myślałem, że sobie poradzisz. – Wyrwał mi szkicownik. – Wiem, że…
 – To źle myślałeś – warknęłam. – Gdyby nie Tom, prawdopodobnie straciłabym przytomność. – Wsunęłam do kieszeni spodni telefon. – A teraz wybacz, ale spieszy mi się. – Udałam się w stronę drzwi wsparta o kule.
 – Usiądź i porozmawiamy. – Złapał mnie za nadgarstek. – Dobrze wiesz, że nie skrzywdziłbym cię specjalnie. Przepraszam.
 – A h a – powiedziałam powoli. – Och… Chyba już to zrobiłeś. Wiesz? – zapytałam opryskliwie, otwierając drzwi. – Ale… Dobrze, że tak się stało. Przynajmniej postanowiłam odbudować swoją relację z Tomem. – Spojrzał na mnie zaskoczony. – Dobrze słyszałeś, dałam mu drugą szansę. Nie zostawił mnie, chociaż traktowałam go jak śmiecia. Jak widać, na niego mogłam liczyć. – Chciałam wyjść, ale chłopak nie pozwolił mi na to, przytulając do siebie. Próbowałam się wyrwać z mocnego uścisku, ale wszelkie próby szły na nic. Przymknęłam oczy, wtulając się w niego. Poddaję się.
 – Przepraszam, tak bardzo cię przepraszam – szepnął, całując mnie w głowę. – Obiecuję, że już nigdy więcej cię nie zostawię. – Objął moją twarz dłońmi.
Uśmiechnęłam się do niego. Dlaczego mu tak szybko uległam? To zły znak.

*

Będzie pamiętać o tym bardzo długo. Co do jednego miała rację. Gdyby leżała tam nieprzytomna… Obraz leżącej we krwi dziewczyny przyprawił mnie o skurcz żołądka. Cieszyłem się, że Tom tamtędy przechodził. Pomógł jej, kiedy ją zostawiłem. Nel dała mu drugą szansę. Myślałem, że skończyła tamten etap i znajomość. Westchnąłem. Nigdy nie czułem takiego strachu, jak wtedy, gdy oznajmiła mi, że postanowiła odbudować z nim relację. Nagła obawa, że może mi ją zabrać, przerażała. Sam na to zasłużyłem. Musiałem jej to jakoś wynagrodzić. Tomowi należały się podziękowania, co przyjdzie mi z wielkim trudem. Zorientowawszy się, że nadal obejmuję jej twarz, zmieszany wziąłem swój telefon leżący na biurku. Powiedz coś Scott.
 – W ramach przeprosin – zacząłem – zapraszam cię w piątek do kina. – Uśmiechnąłem się. Dziewczyna spojrzała na mnie zakłopotana. – Zajęta? – Zmarszczyłem brwi.
 – Obiecałam Tomowi, że w piątek po szkole pomogę mu wybrać garnitur. Zaprosił mnie w niedzielę na ślub jego mamy. – Spojrzała na swoje dłonie.
 – Wiesz, zabawne – przyznałem zakłopotany. – Też idę na ten ślub. Lily mnie zaprosiła. – Przyjrzałem się jej uważnie.
 – Ile zostało ci do zmiany?
 – Trzy godziny. – Spojrzałem na zegarek. – Wybieram się do sklepu kupić garnitur. – Skrzywiłem się.
 – To – zaczęła – co ty na to, żebym pomogła ci z wyborem garnituru, a ty mi z sukienki? Wszyscy mnie w tamtej widzieli. Wiesz, że nie mam ich za dużo. A poza tym, coś nowego zawsze się przyda – zagadnęła.
 – Świetny pomysł! – Klasnąłem. – To co, idziemy? – Przytaknęła. – Pomogę ci zejść. – Wziąłem ją na ręce. Dziewczyna zaczęła się śmiać.
 – James, nie musisz mnie znosić. – Objęła moją szyję.
 – Racja – przyznałem – chcę.

*

Wręczyłam wcześniej Jamesowi kilka kompletów garniturów. Szary mu nie pasował, a czarny okazał się zbyt standardowy. Uważałam, że w trzecim będzie wyglądał najlepiej. Zastanawiałam się nad szaro-granatowym, dobrze na nim leżał. Do tego biała koszula i coś pod szyję. Ostatecznie wyszedł w ciemnogranatowym, poprawiając rękawy. Czasami zapominałam, jak bardzo był przystojny. Zarumieniona, podeszłam do niego.
 – I jak? – Uśmiechnął się szelmowsko. Poprawiwszy mu kołnierzyk, przejechałam po nim, zostawiając ręce na klatce piersiowej.
 – Wzięłabym ten. – Dźgnęłam go palcem w pierś. – To co? – Odsunęłam się do tyłu, by jeszcze raz spojrzeć na całość. – Wybierzesz jeszcze jakiś krawat i moim zdaniem będzie dobrze.
 – W takim razie, bierzemy go. – Poruszył sugestywnie brwiami, wracając do przymierzalni. – Odwiesisz? – Wyciągnął niepotrzebne komplety.
 – O, jasne.
Odwiesiłam je na wieszak.
Mieliśmy swoje miejsce na świecie zupełnie jak te garnitury. Kiedy klient odwiesił je na inne miejsce, panował mały chaos. Rozmiary i marki nie zgadzały się ze sobą. Tak samo było z nami. Jeżeli słuchaliśmy innych i pozwalaliśmy się ciągle przestawiać, w naszym życiu panował nieporządek, nad którym mogliśmy zapanować tylko my. To przykre, ale żyliśmy w takiej rzeczywistości. Są osoby, które udawały innych, ponieważ pozostałym nie pasował ich charakter.
 – Gotowy? – zapytałam, czując, że chce mnie przestraszyć.
 – Tak – zaśmiał się. – Nic nie ujdzie twojej uwadze.
Pokazałam mu język.
 – To co? Idziemy kupić sukienkę?
 – Wcześniej widziałam taką fajną, długą granatową. Gdzieś tu powinien być ten sklep. – Pociągnęłam go w stronę sklepu. – Miałam ją zamiar kupić przez Internet, ale to trochę ryzykowne.
 – Wiem. – Zatrzymał się nagle, pociągając mnie za sobą. – O tę chodzi? – Wskazał sukienkę na wystawie.
 – Tak, dzięki. – Przytaknęłam głową. – Wydawało mi się, że ten sklep jest dalej.
 – Nel, obiecasz mi taniec? – zapytał, przyciągając mnie do siebie.
 – Jeśli lubisz mieć podeptane stopy. – Wzruszyłam ramionami.

3/03/2019

Rozdział 3


***

Poprawiłam się, słysząc dźwięk przychodzącej wiadomości. Tom. Zaproponował spotkanie. Dlaczego wciąż próbował? Dałam mu jasno do zrozumienia, że wyczerpał limit szans. Lea powiedziała, że jego wiadomości to dręczenie. Kiedy James dowiedział się przypadkiem o całej sprawie, zdenerwował się. Zdenerwował? To za mało powiedziane. Wściekł się. W ostatniej chwili powstrzymałam go przed rozmową z Hudsonem. Eliza uważała natomiast, że Tom był zazdrosny o Jamesa. Ostrzegałam Hudsona przed Lily, ale zrobił po swojemu. To jego wybór.
            Zdyszana Lea dopadła mnie na korytarzu. W oczach miała iskierki, a szeroki uśmiech zdradzał jej podekscytowanie. Brunetka – szczęściara, dołączyła do Elizy. W zeszłym roku skończyła liceum. Stevenson jako najstarsza pierwsza wybrała się na studia dwa lata temu. Tak właściwie to ostatnia dołączyłam do naszej paczki. Dziewczynie ewidentnie chodziło o Jacka. Nigdy nie przychodziła do szkoły w środku lekcji.
             – Zapytał się! – Podskoczyła z radości. – Jestem jego dziewczyną! – zapiszczała.
             – Też się cieszę, że cię widzę – zaśmiałam się.
             – Przepraszam. – Dosiadła się. – Gdzie wasz nauczyciel?
             – Spóźnia się dwadzieścia minut – westchnęłam. – A twoje zajęcia?
             – Odwołali nam ostatnie dwie godziny. Idę powiedzieć Elizie! Cześć. – Przytuliwszy mnie, bezzwłocznie udała w stronę wyjścia
            Nigdy nie wiedziałam jej tak szczęśliwej. Miałam nadzieję, że Jack zaplanował randkę po organizowanej wystawie. Bardzo mi zależało, żeby przyszły. To pierwszy tak duży wernisaż, na którym będą wybrane prace. Poniekąd od niego zależała przyszłość wielu licealistów.
             – Przepraszam was, zatrzymano mnie w spawie wystawy. – Uśmiechnęła się do nas podchodząca nauczycielka. Weszła jako pierwsza do klasy.
            Automatycznie ruszałam za nią, ale zostałam popchnięta przez Brown. Na szczęście Sam zdążył złapać moje ramię. Lily cały czas próbowała pozbyć się swoich przeciwników. Parę miesięcy temu złamała mi nos. Graliśmy w kosza i akurat przez przypadek trafiła piłką w moją twarz. Mówiąc o tym Jamesowi, zdenerwowałam go jeszcze bardziej.
             – Nie siadajcie. Pomożecie nosić obrazy, tylko proszę… ostrożnie. – Spojrzała błagalnie na chłopaków.
             – Nel. – Lily do mnie podeszła. – Pomogę ci z twoimi dziełami.
             – Poradzę sobie. – Chwyciłam jeden z nich. – Zajmij się swoimi. – Wyminęłam ją.
Po kilku minutach przenoszenia obrazów wszystkie znalazły się w auli.
             – Dziękuje, jesteście wolni. Możecie iść do domu. – Nauczycielka posławszy nam ostatnie spojrzenie opuściła pomieszczenie.
            Wyszłam przed szkołę, udając się spacerem w stronę domu.
             – Nel. – Lily chwyciła mnie za rękę. Zaskoczona, wyrwałam ją. – Przepraszam za ten złamany nos. Powinnam bardziej uważać. – Spojrzała na mnie wyczekująco.
            Co? Jak… Przecież, jeszcze kilka minut temu przewróciłabym się przez nią. To pewnie jeden z jej punktów, który pomagał jej zamydlić Jamesowi oczy. Podsłucham jej rozmowę z dziewczynami. Była bardzo pewna siebie, jakby Scotta jadł jej z ręki.
             – Odpuść sobie – warknęłam odchodząc.
            Jak powiem o tym brunetowi, nie uwierzy. Przyspieszyłam kroku, chcąc jak najszybciej uwolnić się od blondynki.
             – Nel! – Tom złapał moją dłoń.
            Dlaczego wszystkie debile uwzięły się dzisiaj na mnie! I gdzie ta sprawiedliwość?! Ugh… A zapowiadało się tak przyjemnie.
            – Proszę, porozmawiajmy. Muszę ci o czymś powiedzieć. – Spojrzał na mnie błagalnym wzrokiem. – To naprawdę ważne.
             – Puszczaj! – warknęłam, wyrywając rękę.
             – James…
             – Ogłuchłeś?! – Zza moich pleców wyłonił się brunet. – Powiedziała, że masz ją zostawić. – Zmroził go wzrokiem.
            Tom wpatrywał się we mnie wyczekująco. Myślałam, że dałam mu jasno do zrozumienia, by w końcu dał sobie spokój. Jeszcze trochę… Jeszcze trochę i odetnę się od tego wszystkiego. Zostawię Brown i Toma za zamkniętymi drzwiami.
             – Jak chcesz. Pamiętaj, że możesz zawsze na mnie liczyć. – Odszedł naburmuszony.
            Liczyć?! Na niego?! Po tym wszystkim?! Kiedy w końcu do niego dotrze?! Dość tego! Zła ruszyłam w drogę powrotną. Nikt mnie jeszcze nie zranił tak bardzo jak on to zrobił. Uspokój się… Powstrzymywałam cisnące się do oczu łzy, zagryzając dolną wargę.
             – Poczekaj. – James przyciągnął mnie do siebie, przytulając mocno. – Odwiozę cię, chodź.
             – Co robiłeś pod szkołą? – zapytałam, gdy siedzieliśmy już w aucie. – Dyrektor…
             – Nie, nie dyrektor – przerwał mi. – Miałem do załatwienia… jedną bardzo ważną sprawę.
             – Dziękuję za to… Za to, że go spławiłeś. – Spojrzałam za okno. – Przyjdziesz na wystawę? – zmieniłam temat.
             – Oczywiście. To twoja pierwsza wystawa. Jak mógłbym przegapić coś tak ważnego? – Szturchnął mnie w ramie. – Rozchmurz się. Znajdziesz kogoś wartego uwagi. W razie kolejnych niespodzianek zawsze będę obok. – Puścił oczko.
Brunet kolejny raz uratował mnie przed społeczną porażką. Zawsze pojawiał się w odpowiednim momencie i jeszcze nigdy mnie nie zostawił. Mogłam liczyć na niego w każdej chwili. Zupełnie jak anioł stróż.
             – Wiesz – zaczął niepewnie – może wybralibyśmy się razem na spacer po wystawie?
             – Z wielką chęcią. – Szturchnęłam go w ramię. Zaczął się śmiać. Wariat. – W ogóle, zgadnij, co się dzisiaj wydarzyło… Lily mnie przeprosiła. Również uważasz, że to podejrzane? Sam wiesz, co się stało i jak skończyło, kiedy ostatnim razem próbowała przeprosić. – Scott spoważniał.
             – Coś się stało? James?
             – Nic. – Wysilił się na uśmiech. – Wszystko dobrze. Jesteśmy. – Zaparkował na podjeździe.
             – Powiesz, po co byłeś w szkole? – zapytałam, wyciągając karteczkę reklamującą wystawę. – Trzymaj. – Podałam mu ją.
             – Po nic ważnego – westchnął, wpatrując się w kartkę. – Nel…
             – James! – krzyknął Matt.
             – Wybacz, ale muszę iść sprawdzić, czy czegoś potrzebuje. – Uśmiechnął się. – Do zobaczenia.
             – Hej!
             – Odezwę się później! – krzyknął zza płotu, na co się zaśmiałam.
            Przekroczyłam próg domu, odkładając klucze na stolik. Roześmiałam się, kiedy mój telefon zawibrował. Pewnie znowu zapomniał czegoś powiedzieć. Wyjąwszy urządzenie z kieszeni, odblokowałam ekran. Nieznany? Chwila… Przecież to numer Toma. Miałam serdecznie dość jego uporczywych prób rozmowy ze mną! Usunę tę wiadomość. Nawet nie będę czytać. A jeśli… Ugh… Zdecyduj się. Odczytam, ale nie odpiszę.

Nie chcę, żebyś cierpiała, dlatego Ci to powiem. James za twoimi plecami spotyka się z Lily. Poprosił ją, żeby cię przeprosiła. Uważaj na siebie – Tom

            To wyjaśniało dlaczego unikał odpowiedzi, gdy pytałam. Sytuacja zaczynała coraz bardziej przypominać historię z szatynem. Zatrzymaj się Nel! James by mnie nie okłamał – tym bardziej  zranił. Wie o wszystkim, nie da się złapać w sidła dziewczyny. Detektyw potrafił wyczuć fałsz. Zresztą, wtedy pod gabinetem dyrektora to zauważył. Porozmawiam z nim i wszystko się wyjaśni. To na pewno trwało krótko. Usiadłam na łóżku, odkładając urządzenie. Może uporczywe wiadomości Toma coś znaczyły. Co jeżeli powinnam dać mu jednak szansę? Stracone zaufanie trudno odbudować, ale w końcu mogłam powiedzieć nic nie znaczące „cześć”. Podczas wystawy nasze prace będą wisiały obok siebie. Wystawa! Zapomniałam! Miałam kupić sukienkę. Szybko sobie przypomniałam. Samej przecież bez sensu jechać, a Eliza jest zajęta. Pojechała z Mattem nad jezioro od razu po zajęciach. Błagam Lea, bądź wolna. Zadzwoniłam do brunetki, ale włączyła się poczta głosowa. Super. Kto mi teraz pomoże? James. Wiedziałam, że takie wypady specjalnie do niego nie przemawiały, w czym utwierdziły go zakupy z Elizą, ale może zrobi wyjątek i zlituje się nade mną.

NEL: Co robisz?

JAMES: Przeglądam akta, które muszę wziąć ze sobą do pracy.

NEL: A masz może wolną godzinkę ;D

JAMES: Zależy dla kogo

NEL: Mnie??

JAMES: Hm… Myślę, że coś się znajdzie ;P

NEL: Potrzebuję doradcy w wyborze sukienki.

JAMES: Rozumiem, że dziewczyny Cię wystawiły?

NEL: To jak??

JAMES: Zaraz zejdę. Spotykamy się przy samochodzie.

            Spakowawszy z pośpiechem portfel do torebki, wybiegłam z domu. James czekał przy aucie. Uśmiechnąwszy się do niego, bez słowa zajęłam miejsce pasażera. Uważałam, że to odpowiednia chwila, by wyjaśnić tamtą sprawę. Jestem pewna, że jest jakieś wytłumaczenie. Może poprosił ją, by mnie przeprosiła i nic poza tym. Tom chciał prawdopodobnie się na nim zemścić za zajście przed szkołą. Scott to mądry człowiek. Wie, co robi jest dorosły. Mam nadzieję. Nie wiedziałam, czy byłabym w stanie podnieść się z tego samego dołu. Westchnęłam, przykładając czoło do szyby.
             – Nad czym tak myślisz? – Uśmiechnął się do mnie po chwili ciszy. – Coś się stało?
             – Zadam ci pytanie, dobrze?
             – Jasne. – Zmarszczył brwi, zastanawiając się. – Wiesz, że możesz pytać o wszystko.
             – Poprosiłeś Lily, żeby mnie przeprosiła – stwierdziłam bez ogródek.
            Wciągnął powietrze zaskoczony. Czyli jednak to prawda. Miał minę jakbym przyłapała go na czymś, co miało pozostać tajemnicą. Zresztą, to jeszcze o niczym nie świadczyło.
             – Nel – westchnął – dowiedziałem się, że przyjaźniłyście się kiedyś…
             – Założę, że od niej – prychnęłam, przerywając mu. – Nie tłumacz się. Nie musisz.
             – Chcę ci to wytłumaczyć. – Spojrzał na mnie błagalnie. – Proszę, wysłuchaj mnie. – W jego oczach czaiła się nadzieja i… strach? Skinęłam głową, zgadzając się. – Przedstawiła mi swój bieg wydarzeń. Nawet nie chciałem jej słuchać. Robiłem zakupy na nasz wypad poza miasto. Zatrzymała mnie swoją natarczywością. Historia, którą mi opowiedziała, różniła się od twojej i to bardzo – urwał. Czy on właśnie, próbował mi powiedzieć, że jej uwierzył? – Coś w niej nie grało. Znam cię i wiem, że nie posunęłabyś się do skłócenia jej z chłopakiem. Dlatego postanowiłem wszystko przebadać i ją poznać.
             – Ile?
             – Miesiąc.
            Ciekawe, jak długo zamierzał to jeszcze ukrywać. Tomowi należały się podziękowania, gdyby dał mi spokój, dalej żyłabym w niewiedzy. Byłam dorosła i potrafiłam zrozumieć niektóre sprawy. James dobrze o tym wiedział. Unikałam pakowania się dwa razy w te same sytuację. Wystarczyło mi wrażeń. Obiecałam sobie, że nie pozwolę jej drugi raz kierować moim życiem i nie zamierzałam z tego zrezygnować. Wysiadłam, gdy zaparkował pod centrum.
             – Nel… Lily jest podejrzana o liczne kradzieże i muszę przebadać tę sprawę. Nic poza tym.
             – Po co mi to mówisz? – zapytałam zaciekawiona. – Ukrywałeś to przez miesiąc. Zresztą, nie interesuje mnie to. Rób, co uważasz za słuszne.
             – Wiedziałem, jak zareagujesz. Pomiędzy nami zostaje tak samo.
             – Wiem – westchnęłam. – Tylko po prostu…
             – Kończymy ten temat. – Podrapał się po karku. – Chodź. Musimy kupić jakąś sukienkę na wystawę, w której powalisz wszystkich na kolana.
Przez godzinę przymierzania niczego nie znalazłam. Scott podawał mi ciągle sukienki, po czym odsyłał do przymierzalni. Niektóre miały tak kosmiczne ceny, że odwieszałam je na miejsce. W mojej głowie panował kompletny chaos, ponieważ znalazłam się pomiędzy młotem a kowadłem. Z jednej strony ufałam mu i wiedziałam, że mnie nie zrani. Wcale nie byłam zdziwiona podejrzeniami śledczych. Z drugiej strony, Lily to przebiegła i bogata przeciwniczka. Łatwo nimi manipuluje. Ludzie w szkole robili wszystko, by dostać się do jej grupy, która zazwyczaj miała największe profity ze wszystkiego. Jamesowi trudno będzie zdecydować, komu powinien wierzyć. Musiałam czekać na dalszy przebieg wydarzeń. To jedyne wyjście, jakie pozostało. Nie potrafiłam skończyć tej znajomości.
            James podał mi kolejną sukienkę. Przyjrzałam się jej. Oliwkowa i do tego bardzo ładna. Tylko… Trzysta dolarów? On chyba oszalał, stanowczo przekroczyła mój budżet. Nawet gdybym dysponowała taką ilością pieniędzy, wolałabym je wydać na dobre płótna, których ostatnio zaczęło brakować.
             – James, odwieś ją – powiedziałam twardo. – Widziałeś jej cenę?
             – Nie marudź, przymierzaj – zbeształ mnie. – Chcę cię w niej zobaczyć.
            Niechętnie wykonałam jego polecenie. Kłócenie się z nim to bezsens – uparty osioł.
Przynajmniej sprawię mu przyjemność. Wygładziłam ją, wychodząc z przymierzalni. Scott, odwróciwszy się, stanął jakby w szoku. Zarumieniłam się, widząc, jak skanuje mnie wzrokiem. Zagryzłam wargę, kiedy zrobiło mi się gorąco. Chrząknęłam, zwracając jego uwagę.
             – Wow… Wyglądasz… Wow! – Wciągnął ze świstem powietrze. – Bierzemy ją.
             – James, jest za droga. Wezmę jedną z wcześniejszych. – Podparłam się o boki.
             – Ale mnie stać. – Uśmiechnął się, podchodząc do mnie. O nie… Nie mógł wydawać na mnie pieniędzy. – I bez dyskusji. Idź się przebrać. – Zgromił mnie wzrokiem. – Wyglądasz oszałamiająco. – Uśmiechnął się szeroko, powodując kolejną falę czerwieni na mojej twarzy.
            Cofnęłam się w stronę przymierzalni, by odzyskać trzeźwość myślenia. Kiedy stał tak blisko, traciłam jasność umysłu. Rozumiałam, że przyjaźniliśmy się, ale kupowanie tak drogich prezentów to stanowczo za dużo. Ciężko pracował, żeby je zarobić. Zamiast sprawić sobie przyjemność, wydawał swoje oszczędności na mnie. Spojrzałam ostatni raz w lustro poprawiając włosy, zanim weszłam za kotarę.
             – Weźmiemy ją. – Scott podał sukienkę ekspedientce.
             – Mieć takiego faceta to skarb – szepnęła do mnie kobieta, mrugając na odchodnym.
            Moje policzki poróżowiały. Przygryzłam wargę, próbując odpędzić od siebie słowa, które przed chwilą usłyszałam.
             – Coś się stało? – zapytał zdezorientowany chłopak.
            Pokręciłam głową.
             – Stawiam lody i bez dyskusji – uprzedziłam jego zamiar. – Kupiłeś mi sukienkę za trzysta dolarów. Nie wykręcisz się Scott.
             – Nie zamierzałem. – Pokazał mi język.

***

Tak długo czekałam na tę wystawę. A teraz co? Najzwyczajniej w świecie tchórzyłam. A co jeśli im się nie spodobają? Zawsze znajdzie się ktoś, kto będzie od nas lepszy. Jaki to będzie wstyd, jeżeli nikt nie podejdzie do moich obrazów. Panikowałam. Uspokój się. Uspokój się i oddychaj. Na pewno komuś się spodobają. Chociaż jednej osobie. Nie było się o co martwić – chyba. Bardzo długo się przygotowywałam na ten dzień. Ważne, że wspierali mnie ludzie, którzy wiele dla mnie znaczyli.
             – Hej. – James ścisnął moją rękę. – Wszystko będzie dobrze. Jesteś świetna w tym, co robisz. – Uśmiechnął się do mnie. – A teraz, pokaż klasę i uśmiech proszę. Mój szef będzie tu dzisiaj – zaśmiał się, widząc moją minę. – Nie żartuję, przyjdzie. Christopher zawsze powtarza, że masz wielki talent, więc chce zobaczyć to na własne oczy.
             – Jejku… Mam nadzieje, że pominął fakt o nocnikowym okresie.
             – Byłaś urocza – zaśmiał się. – Zwłaszcza w tej różowej bluzeczce z gąsienicą
Jęknęłam, czerwieniąc się coraz bardziej.
             – Zawsze mogło być gorzej. – Przyciągnął mnie do siebie za biodro. – Tak jak wtedy, gdy biegałaś z pieluchą na głowie, wołając „Kupa!”.
            Zakryłam twarz dłońmi, chowając się w jego ramionach.
             – Wiem o tym tylko ja – zarechotał.
             – Dziękuję, że przy mnie jesteś. – Oderwałam się po chwili. – To dla mnie bardzo ważne. – Spojrzałam na ludzi wchodzących przez drzwi. Zaczyna się. Uspokój się i pamiętaj żeby oddychać. Wszystko będzie dobrze.
             – Nie potrafiłbym zostawić Kapitana Kupy bez pomocy. Nel…
             – Córcia! – przerwała mu moja mama. – One są świetne. – Przytuliła mnie.
             – Posłuchałaś mnie. – Z twarzy babci biła duma. Tak się cieszyłam, że jednak przyszli z dziadkiem. – Nie zgadniesz, kto przyszedł! Ashley! Jak się dowiedziała o wystawie, sama zaproponowała, że przełożymy spotkanie. – Uściskała mnie.
            Ta gderliwa staruszka, przeniosła spotkanie? Co więcej, traci czas na niedojrzałą młodzież? Nie wiem, co jej mąż wsypał do herbaty, którą zawsze pije, ale mógłby to robić częściej.  

Po wystawie udałam się z Jamesem na obiecany spacer po plaży. Potrzebowałam chwili odpoczynku od tłumu i hałasu, jaki panował na sali. Szum Oceanu Spokojnego skutecznie pozwolił mi się zrelaksować. Dzisiejszy wieczór uznałam za udany. Nikt się nie spodziewał, że pojawią się przedstawiciele uczelni, którzy szukali najlepiej zapowiadających się artystów. Kto by pomyślał, że jeden wieczór zapewni przyszłość wielu uczniom. To najlepszy dzień w moim życiu. Jeżeli chodziło o Brown – od dnia przeprosin, nie wchodziła mi w drogę, z czego byłam zadowolona. Moje życie w końcu się uspokoiło. Spojrzałam na niebo usypane gwiazdami. Dzisiejsza noc okazała się wyjątkowo piękna.
            – To co – zaczął James z uśmiechem – udało się Kapitanie Kupa.
            – Proszę… To żenujące! Boję się spytać, o czym jeszcze wiesz. Chyba go zaknebluję i wrzucę do piwnicy. – Odchyliłam głowę do tyłu.
             – Nie masz piwnicy. – Parsknął śmiechem.
             – Ale ty masz.
             – Pracuję w służbach, chyba będę musiał cię unieszkodliwić. – Położył dłonie na moich biodrach.
             – Ach tak? – Uniosłam pytająco brwi.
             – Yhm… I nawet wiem jak. – Uśmiechnął się łobuzersko, pochylając w moją stronę.
            Zagryzłam wargę, patrząc mu w oczy. Uśmiechnęłam się szeroko, popychając go do tyłu. Zerwałam się do ucieczki, ściskają kurczowo sandały, by nie wypadły w biegu.
             – I tak cię złapię!
            Zaśmiałam się, czując, jak woda łaskocze mnie w nogi.
             – Marzenie!
            Pisnęłam, kiedy zostałam porwana do tyłu za biodra. Mężczyzna zawiesił mnie na swoim barku, rechocząc głośno.
             – Puść mnie! James!
             – Dlaczego miałbym to robić? – zapytał rozbawiony. – Napaść na funkcjonariusza oraz przetrzymywanie osób w piwnicy sąsiada jest zabronione.
             – HA HA HA… Bardzo śmieszne, a teraz postaw mnie na ziemi. Proszę…
            Postawiwszy mnie na ziemi, przyciągnął do siebie, obejmując w pasie. Patrzyłam w jego iskrzące się oczy, rumieniąc się coraz bardziej. Niepewnie zbliżył się do mnie. Moje serce przyspieszyło jakby miało natychmiast wyskoczyć z piersi. Jego ciepły oddech łaskotał mój policzek. Jego dotyk przywoływał nowe fale gorąca, które zalewały mnie z każdej strony. Objął moją twarz dłońmi. Położyłam ręce na jego ramionach. Czując jego usta na swoich, przymknęłam oczy. Kochałam go. Czasami zdawało mi się, że odwzajemniał moje uczucia, ale… wszystko mijało. Odwzajemniłam pocałunek. Zawsze myślałam, że w takim momencie czas się zatrzyma i będę chciała więcej, ale tak nie było.
             – Przepraszam – szepnął, opierając swoje czoło o moje. – Musimy wracać. Rodzice pewnie się o ciebie martwią. – Odszedł, zostawiając mnie samą.
            Stałam w szoku z otwartymi ustami. Pocałował mnie, a teraz przepraszał? Skradł mi pierwszy pocałunek! I co?! Teraz mnie tak po prostu odwiedzie do domu?! Woli udawać, że nic się nie stało? Odwzajemniałam go! To coś znaczyło. To jakiś żart. Za co on mnie przeprosił?

*

Schowałem twarz w dłoniach. Zachowałem się jak ostatni dupek. Zacząłem masować sobie skronie, próbując odpędzić czarne scenariusze. Odkręcę wszytko. Przecież to ochłodzi i zniszczy wszystko, co osiągnęliśmy, jeśli cokolwiek zostało. Co ja sobie myślałem?! Odwzajemniła go. Pragnęła tego tak samo jak ja. Może żywiła do mnie podobne uczucia. Więc po jaką cholerę ją przepraszałem!? Teraz na pewno nie zapomni dzisiejszego wieczoru. Pfff… Nie zdziwię się, jeżeli skończy naszą znajomość. Nel to część mojego życia. Wpisała się w nie na dobre. Pociągnąłem za końcówki włosów, próbując pozbyć się wzrastającej we mnie złości. Zacząłem chodzić nerwowo po pokoju. Wymyślę coś. Pokażę, że mi na niej zależy. Nie poddam się. Jesteś na mnie skazana. Oblizałem wargę, patrząc na zasłoniętą roletę jej pokoju.
             – James, potrzebuję koszulę! – Matt wtargnął do pokoju. – Co jest? Czemu siedzisz przy zgaszonym świetle? – Zmarszczył brwi, szukając włącznika.
             – Myślę – bąknąłem, zasłaniając oczy przed zapalonym światłem.
             – Właśnie widzę. Chodzi o to, co zaszło na plaży?
             – Eliza ci powiedziała.
             – Jest na ciebie wściekła, więc lepiej jej unikaj. – Zaśmiał się. – Porozmawiaj z Nel i wyjaśnij wszystko.
             – A co jeśli mnie przeniosą? Co wtedy? Będę musiał wyjechać. Zostawię ją. To niesprawiedliwe.
             – Bo niby kłamstwo jest lepszym wyjściem. Biorę koszulę.

****
Cześć i czołem!
Znowu zapomniałam opublikować. Wybaczcie mi tę nie subordynacje.
Do zobaczenia!